Bohaterem jest Mick Haller (Matthew McConaughey), bardzo oryginalny prawnik, którego metody pracy są niekonwencjonalne i dwuznaczne, często na granicy prawa. Swoje biuro ma w aucie - Lincolnie. Dostaje dużą sprawę obrony bogatego klienta, który został oskarżony o brutalne pobicie kobiety. Haller zaczyna mieć mieszane odczucia i wyrzuty sumienia - czyżby bronił kogoś, kto jest winny? A może jest to ktoś wrabiany w przestępstwo?
[image-browser playlist="607703" suggest=""]fot. ©Lionsgate
Film oparty jest na książce Michaela Connelly'ego pod tym samym tytułem i to właśnie pierwowzorowi literackiemu zawdzięcza ciekawe postacie i przemyślaną fabułę, która jest jego największą zaletą. Podczas pracy Hallera nad obroną Louisa Rouleta (Ryan Phillippe) wszystko się komplikuje. Praktycznie do końca nie wiemy, czy jest winny, czy niewinny. Twórcy kilkakrotnie zaskakują nieprzewidywanym zwrotem akcji. Całość intryguje i zmusza do myślenia - kto tak naprawdę za tym stoi? Do tego dochodzi dobra warstwa emocjonalna i narracyjna - nie ma czasu na nudę, wciąż panuje napięcie, który buduje ciekawość u widza i przyciąga do ekranu. Sam koniec to także wielkie zaskoczenie.
Od strony aktorskiej jest przyzwoicie. McConaughey nie jest aktorem wybitnym, ale w roli charyzmatycznego prawnika wyraźnie czuje się jak ryba w wodzie. Haller jest przebojowy, nie brakuje mu polotu i przede wszystkim jest oryginalny. Tej postaci wykreowanej przez McConaugheya nie można porównać do nikogo innego z filmów podobnego gatunku. Gdy służy to jego celom, potrafi manipulować klientem, wyciągając więcej kasy. Swoją pracą zdobył szacunek przestępczego świata, dzięki czemu w razie problemów może liczyć na pomoc m.in. gangu rosłych motocyklistów. Jest nieprzewidywalny i nieobliczalny. Towarzyszy mu m.in. William H. Macy w roli Franka Levina, jego śledczego. Macy gra na swoim poziomie, tworząc bohatera wzbudzającego sympatię u widza. Marisa Tomei w roli Maggie McPherson, byłej żony Hallera, dobrze sobie radzi. Dzięki jej relacji i emocjonalnej więziz Hallerem możemy lepiej poznać głównego bohatera. Phillippe natomiast jest bardzo jednowymiarowy i schematyczny - ot, taka typowa postać bogatego dzieciaka.
[image-browser playlist="607704" suggest=""]fot. ©Lionsgate
W "Prawniku..." drzemie duży potencjał na dobry serial, ale musiałby on w każdym odcinku mieć nieprzewidywalną fabułę, pełną zaskoczeń - jak kinowy film. W innym wypadku przygody prawnika o niekonwencjonalnych metodach mogą po prostu z czasem się nudzić, jeśli będą powielane motywy z innych produkcji gatunku. Dzięki właśnie tej postaci nie ma tu schematów w jego zachowaniu - łamie on wszelkie stereotypy. "Prawnik z Lincolna", chociaż nie jest arcydziełem gatunku filmów prawniczych, to wybija się ponad przeciętność, dostarczając kawał dobre rozrywki. Dobra, przemyślana i pełna zaskoczeń fabuła oraz wyraziści bohaterowie sprawiają, że jest to kino, do którego z przyjemnością się powróci.
Ocena: 7/10