Choć do akcji powróciła jedna z najciekawszych postaci w Preacher, której pojawienie się zawsze wywołuje dreszczyk emocji, to sam odcinek niestety nie zachwycił.
Poprzedni odcinek
Preacher rozpoczął się od retrospekcji Jessego, które na pewno zaintrygowały niejednego widza. Tym razem żadnych obrazków z przeszłości głównego bohatera nie oglądaliśmy, lecz powróciliśmy wraz z Eugenem do jego piekła w Dziurze. Chłopak musiał przezwyciężyć swoje lęki i tym samym udowodnić, że nie pasuje do tego miejsca, aby otworzyć sekretne drzwi. Szkoda tylko, że ta wizyta nie robiła już takiego wrażenia jak za pierwszym razem. Prawdopodobnie to kwestia pewnego rodzaju powtórki z rozrywki, gdzie już nawet śmierć Tracy nie szokuje makabrycznością. Jedynie w zabawny sposób zaskoczyła maskotka, którą zajął się Eugene, a mina Hitlera na jej widok rozśmieszała. Z kolei scena z ojcem nie niosła ze sobą takiego ładunku emocjonalnego, jaki można było oczekiwać. Do tej pory sceny z Piekła dobrze urozmaicały historię, ale tym razem trochę nudziły, a w pewnym sensie nawet pełniły formę zapychacza.
Choć
Preacher rozpoczął się od ucieczki Eugene’a i Hitlera to tak naprawdę odcinek zdominował Święty od Morderców. Twórcy pokazali nam cały proces wyciągania z mokradeł ciężarówki, w której był uwieziony, a do tego jeszcze dołożyli jego retrospekcje z jego rodziną. Zbudowało to klimat grozy pod dalszy rozwój wypadków, gdzie morderczy kowboj ponownie starł się z kaznodzieją. Walka ze Świętym wyglądała znakomicie, choć tym razem nie pokuszono się o scenę kręconą na jednym ujęciu. W każdym razie nasz morderca nawet, jeśli tylko opowiada mrożącą krew w żyłach historię to i tak napawa przerażeniem, że aż zapiera dech w piersiach. Graham McTavish w tej roli jest kapitalny. Szkoda tylko, że cała konfrontacja zakończyła się niespodziewanym wkroczeniem do akcji ekipy z Piekła. Oczywiście dobrze, że nie oskalpował Jessego, ale emocje w tym momencie sięgały zenitu, więc powstrzymanie krwawych zamiarów Świętego od Morderców mogło również odbyć się w jakiś mniej konwencjonalny lub szalony sposób. A w rezultacie wszyscy się po prostu rozeszli, co trochę rozczarowuje.
Z drugiej strony trzeba powiedzieć, że Herr Starr wymyślił doskonały plan, aby przeciągnąć Jessego na swoją stronę i uczynić go Mesjaszem. Graal zajął się Świętym, ratując mu życie, a także jego przyjaciele poniekąd naprowadzili go na przyjęcie oferty organizacji. Do tego jeszcze sam papież nawoływał z Watykanu, że czeka na nowego zbawcę.
Preacher lubi kontrowersje, ale takimi scenami posuwa się już trochę za daleko, bo nawet nie czuć w tym czarnego humoru. Również nie jestem przekonana, że zgoda Jessego na propozycję Starra to dobre rozwiązanie, ponieważ nic w tej decyzji nie ekscytuje, szczególnie tuż przed finałowym odcinkiem sezonu.
Mimo że Święty od Morderców zapewniał dobrą rozrywkę z wciskającymi w fotel momentami grozy, to odcinek
On Your Knees był najzwyczajniej średni. Co gorsza nie dał widzom perspektyw, które w jakiś sposób miałyby przyciągnąć na finał drugiego sezonu. Ucieczka Eugene’a i Hitlera nie pasjonuje, Święty wrócił do Piekła, a Jesse najprawdopodobniej porzucił poszukiwania Boga. Trudno się tym emocjonować, nawet jeśli wiemy, że
Preacher potrafi zaskakiwać dziwnymi i nieprzewidywalnymi zwrotami wydarzeń. Miejmy nadzieję, że za tydzień ostatni odcinek nie rozczaruje, a twórcy zaserwują nam dużą dawkę czarnego humoru i akcji, tak jak to było na samym początku nowej serii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h