Poprzednie odcinki Preacher zostały zdominowane przez bardzo ciekawe i pasjonujące wątki związane ze Świętym od Morderców oraz Herr Starrem, więc od dłuższego czasu nie zaglądaliśmy do Piekła, aby sprawdzić, co nowego dzieje się u Eugene’a. Dobrze, że twórcy zostawili sobie ten motyw na później, ponieważ jest on na tyle interesujący, że warto poświęcić mu osobną uwagę. Szkoda tylko, że Piekło przestało być aż tak intrygujące, jak było na początku, ponieważ zdążyliśmy się przyzwyczaić do warunków i reguł tam panujących. Nawet Mannering też spowszedniała i nie przytłacza już swoją osobą. Tylko Hitler pozostaje zagadką, bo wciąż nie przejawia diabolicznego zachowania, co wciąż zabawnie kontrastuje z naszym wyobrażeniem. Tak naprawdę najciekawszym momentem wizyty w Piekle było przekonanie się czym jest Dziura, którą piekielni lokatorzy reklamowali, jako coś bardziej przerażającego od przeżywania w kółko najgorszego wspomnienia. Trzeba przyznać, że zaskakiwała ona na każdym kroku. Między innymi dlatego, że prawie niczym nie różniła się od prywatnego piekła Eugene’a, bo również wyświetlała projekcję feralnego dnia z Tracy, tylko w zmienionej formie. Przez chwilę można było poczuć rozczarowanie, że to nie jest coś bardziej wymyślnego. Ale z drugiej strony rozśmieszał moment, gdy bohaterowie się pojednali i zaczęli niespodziewanie, ale całkiem przyzwoicie śpiewać wspólnie piosenkę, niczym w musicalu. Ta radosna sielanka została przerwana przez kaznodzieję i wtedy dopiero zrozumieliśmy na czym polega okrucieństwo Dziury. Pomysł prosty, wypełniony czarnym humorem, ale dobrze pokazujący, że Piekło to jednak wciąż koszmarne i pokręcone miejsce, na które Eugene nie zasługuje i przede wszystkim do niego nie pasuje. Do tego on sam jest powodem awarii, więc poszukiwanie winnego tego stanu rzeczy zapowiada się interesująco. W ósmym odcinku Preacher wiele czasu poświęcono Cassidy’emu i jego umierającemu ojcu. Nie jestem przekonana, czy stonowanie serialu poważniejszym tematem jest potrzebne. Na pewno jest to pewnego rodzaju odmiana, dzięki której produkcja nie będzie się kojarzyć wyłącznie z rozlewem krwi i kontrowersjami. Poza tym nasz wampir w ten sposób pokazuje swoje uczuciowe oblicze, wzbudzając współczucie oraz większą sympatię od pozostałych głównych bohaterów. Ponadto twórcy wykorzystali sprytny zabieg, aby otworzyć i zamknąć odcinek piosenką śpiewaną Denisowi przez Cassa, co można odczytać tak, że planuje go przemienić, aby wprowadzić go w „nowe” życie. Mimo wszystko te dramatyczne chwile nie wywołują zbyt silnych emocji, a tylko spowalniają bieg wydarzeń, wypełniając czas przeznaczony dla tego odcinka. Na konkretny rozwój fabuły musimy poczekać jeszcze co najmniej tydzień. Z kolei trudno powstrzymać odruch ziewania przy wątkach pozostałych głównych bohaterów. O ile dzięki Tulip dowiedzieliśmy się, że Graal czyha tuż za rogiem (albo raczej za kilkoma ścianami), gdzie Featherstone i Hoover bacznie obserwują na monitorach swój cel, o tyle Jesse nie wniósł nic do fabuły. Jedynie można było się przez chwilę uśmiechnąć, widząc nawiązanie do seriali kryminalnych, gdzie spece od programów komputerowych w cudowny sposób wyostrzają obrazy, aby wykryć sprawcę morderstwa. Nie wspominając, że Jesse znowu nie dostrzega wskazówek, mając je tuż przed oczami, które naprowadziłyby go na trop. A czujne oczy widzów na pewno je wychwyciły, co daje pewną satysfakcję z własnej spostrzegawczości. Mimo to nie było w tym tyle frajdy, którą czasem potrafi dawać ten serial. Najnowszy epizod w nikłym stopniu sprawiał radość z oglądania. Ani nie pasjonował, ani nie szokował, ani nie bawił, a do tego wkradła się do niego nuda. W drugim sezonie możemy zaobserwować pewien schemat lub prawidłowość, że po bardzo dobrym i rozrywkowym odcinku poziom serialu spada, aby później znowu wznieść się na swoje wyżyny. Teraz znowu znaleźliśmy się w dołku, ale jeśli Preacher utrzyma taki trend, to za tydzień powinno być zdecydowanie lepiej. Oby tak się stało!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj