Najnowszy odcinek Preacher oferuje po trochu czarnego humoru, makabry i dynamicznej akcji, ale to za mało, aby w pełni czerpać przyjemność z tego specyficznego serialu.
Poprzedni odcinek
Preacher zakończył się niezłym cliffhangerem, więc ciekawiło, jak Jesse poradzi sobie w sytuacji, w której Starr nakazał mu zabić Wszechojca. Można było się spodziewać, że od razu ruszy do akcji, która również wyglądała bardzo efektownie. W ostatnich tygodniach trochę brakowało soczystej wymiany ciosów, która by zdynamizowała wydarzenia już na samym początku. Szkoda tylko, że to było wszystko na co w tym odcinku było stać serial pod tym względem. Z kolei sam wątek uwięzionego Jessego zaoferował dodatkowo trochę czarnego humoru i makabry. Za bardzo przerysowana wydawała się dr Slotnick, która zajmowała się przygotowywaniem genetycznej mikstury, ale jej niemiecki akcent rozbawiał, a zarazem nieco niepokoił. Krwawe eksperymenty na Humperdoo, aby przenieść na niego moc Genesis, napawały odrazą, bo wnętrzności i posoka występowała tu w dużych ilościach, ale takie są właśnie uroki klimatu gore. Z kolei sama konfrontacja Jessego ze Wszechojcem nie zawiodła – główny bohater nie dał się stłamsić temu ogromnemu, obrzydliwemu człowiekowi, a do tego pokazał siłę charakteru prawdziwego kaznodziei. Może iskry nie posypały się podczas tego spotkania, ale dobrze skupiało uwagę widzów przez cały wątek.
Z kolei po wyprawie naszej niedobranej trójki „agentów” Graala do Osaki mogliśmy się spodziewać czegoś więcej, niż niezbyt zabawnego szkolenia pracowniczego i równie mało widowiskowego obrabowania sejfu z duszami. Może gdybyśmy oglądali tutaj więcej akcji, to wzajemne dogadywania Tulip i Featherstone śmieszyłyby bardziej, bo w rezultacie cały wyjazd się na tym opierał, co zaczynało już męczyć. Pewne ożywienie wprowadziła Sidney wysłana przez diabła po dziewczynę Jessego, ale tutaj również nic spektakularnego się nie wydarzyło. Stąd ten wątek rozczarował. Natomiast zaskoczeniem w tym odcinku było pojawienie się wspomnianego Szatana w domu Marie L’Angell, która jak się okazuje, trzyma w garści rogatego szefa Piekła. Trzeba przyznać, że ta postać, choć wygląda ekstremalnie groteskowo i stereotypowo, to sprawia, że ten serial jest jeszcze bardziej dziwaczny i zwariowany.
Tymczasem Hoover postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i ruszył sam na stado wampirów, uzbrojony we wszystkie możliwe bronie. Jego szarża skończyła się zanim zaczęła, ale tak naprawdę bardziej interesowało to czy wyjdzie cało z tej sytuacji. Trudno było w sobie wzbudzić emocje związane z losem tego bohatera, ale to głównie ze względu na śmieszną wymianę wiadomości tekstowych między Cassem, a Herr Starrem. Ostatecznie agent Graala został przemieniony w wampira, co w kolejnych odcinkach na pewno da nam więcej powodów do śmiechu i drwin. Natomiast najważniejsze, że Cassidy odkrył prawdziwe źródło mocy Eccariusa. Jednak to odkrycie też nie trzymało w napięciu i nie emocjonowało. Już więcej radości sprawiło wspomnienie o Gdańsku, do którego rzekomo wybrała się Lisa. Taki polski akcent potrafi ucieszyć, ale lepiej by było, gdyby to rozgrywające się wydarzenia ekscytowały, a nie takie w gruncie rzeczy miłe, ale nieistotne błahostki.
Najnowszy odcinek
Preacher był nastawiony na rozrywkę, gdzie nie brakowało akcji, czarnego humoru, sarkazmu, groteskowości i makabry, czyli wszystkiego z czego słynie ten serial. Epizod wciągał, ale o wielkich zachwytach nie może być mowy. Na szczęście końcówka zapowiada intrygujący przebieg wydarzeń na przystanku autobusowym, gdzie znajdują się same oryginalne postaci. Na pewno
Preacher pod względem nieograniczonej i pokręconej wyobraźni jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h