W tym tygodniu odcinek Preacher nie był atrakcyjny pod względem fabularnym, ponieważ twórcy postawili w nim na czarny humor i makabryczność. Ale oba elementy zadziałały w nim bardzo dobrze, dzięki czemu dostarczał mnóstwo rozrywki, a do tego zleciał w mig. Nie brakowało w nim brutalnych scen i krwi, ale to pod względem komediowym sprawiał sporo frajdy. Co prawda żarty w Preacher nie są najwyższych lotów, ale kilka z nich na pewno u nie jednej osoby wywołało choćby parsknięcie śmiechem lub wesołość. Mnie rozśmieszył ten z Featherstone i ludźmi Graala, którzy szeptali za jej plecami. Proste, niewyszukane gagi czasami sprawdzają się najlepiej. Wątek Jessego również kipiał od czarnego humoru. On i pilot przeżyli katastrofę samolotu, aby Bóg mógł sobie z nimi dalej pogrywać. Każde Słowo powodowało konsekwencje na Steve’ie, ale to te jego zmiany nastawienia najbardziej bawiły. Obok makabrycznych żartów twórcy przemycili nieco głębsze treści o życiu i wierze. Dzięki tej rozmowie Preacher przez moment nabrał przyziemnego charakteru. W rezultacie tragiczny los pilota smucił, bo zdążyliśmy go polubić w ciągu tych paru odcinków, kiedy zaczął towarzyszyć Custerowi. Na razie wątek Jessego nie zachwyca – o „przygodzie” ze Stevem też szybko zapomnimy. Przynajmniej się nie dłużył, mimo że obaj utknęli na pontonie na środku Oceanu, a do tego kilka momentów mogło rozbawić. Jednak czekamy na konkrety podczas tej podróży głównego bohatera! Mniej interesująco prezentował się wątek Tulip, która konsekwentnie starała się uratować Cassa z więzienia w Masadzie. Zyskała przy tym nowego sprzymierzeńca w postaci… Jezusa Chrystusa. Znowu Preacher brnie w kontrowersje, bo obrazują Zbawcę jako przystojniaka, którego uroda działa nawet na naszą bohaterkę. Wciąż charakteryzuje się łagodnością, ale w konfrontacji z nieprzejednaną Featherstone nie dał rady pomóc Tulip, co akurat zadziałało w Preacher w sposób komediowy. Co prawda żartobliwe sytuacje z Jezusem nie bawiły tak jak u Jessego na pontonie, ale sam fakt pojawienia się tej religijnej postaci wzbudzał rozbawienie. Jak również wprowadził nieco świeżości, że można jeszcze czymś zaskoczyć w tym serialu. Tym razem u Cassidy’ego nie uświadczyliśmy retrospekcji ani zagłębiania się w psychikę bohatera. Nasz wampir po prostu pokazał, na co go stać, aby wyrwać się z więzienia i chronić Tulip. Dzięki niemu otrzymaliśmy mocne otwarcie odcinka, w którym oglądaliśmy dużo brutalnej akcji i niesamowicie makabrycznych obrazków. I trzeba przyznać, że było to wszystko w duchu komiksu Preacher. W dalszej części odcinka również nie brakowało kolejnych krwawych scen w celi. Przy okazji przypomniano nam, jak aniołowie potrafią powracać z martwych w serialu. Wydaje się, że było to wieki temu, jak Fiore i DeBlanc starali się odzyskać Genesis oraz śledzili Jessego. Miło że twórcy w finałowym sezonie całkowicie nie odcięli się od pierwszej serii, którą można ocenić jako słabą i nudnawą. W każdym razie wątek Cassa utkwi w pamięci tylko ze względu na makabrę. Cieszy, że ruszy on do przodu, bo już za długo tkwiliśmy w więzieniu, co stawało się męczące. Znowu też, jako dodatek do całej historii, pojawili się Święty od Morderców i Eugene, którzy przetransportowali się z Zatoki Meksykańskiej do Australii w bardzo kreskówkowy sposób. Kto by się takiego pomysłowego rozwiązania spodziewał? Może i to była totalnie wybujała forma podróży, ale przynajmniej twórcy szybko i humorystycznie załatwili sprawę z ponownym spotkaniem Jessego ze Świętym. A to na pewno bardziej ekscytuje niż spacer tej dwójki bohaterów przez Texas. Ponadto nie zabrakło w tym odcinku Starra, któremu odpadło ucho. Wciąż jego wątek nudzi, a to uczucie wzmaga bezbarwny Hoover Dwa. Aż tęskni się za pierwszym Hooverem, widząc tę irytującą i sztywną postać. Nie tylko tworzył sympatyczny duet z Featherstone, ale też sceny Herr Starra były weselsze. Warto wspomnieć, że znowu na chwilę pojawił się Hitler, który zaczął przygrywać melodię dla Humperdoo. Ale poza wyjawieniem dość ważnego powodu, dla którego przybył do Masady, nic więcej nie wniósł do odcinka. Może w kolejnym pokaże coś więcej, bo chyba każdy po cichu liczy na jakieś płomienne przemówienie. Search and Rescue nie posunął fabuły znacząco do przodu, co można uznać za jego minus, ale przynajmniej czarny humor i klimaty gore ustrzegły nas przed nudą. Informacja o planowanej przez Boga Apokalipsie również intryguje. Wszechmogący to szczwana postać i ciekawi, jak zemści się na Jesse’im oraz spowoduje Koniec Świata. Na razie historia rozwija się w szalony i dziwaczny sposób, ale dobrze to się ogląda. Czekam na konkrety!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj