Robin od początku był dla Batmana światłem. Dziecko ubrane w kolorowe ciuszki nie tylko miało sprawować funkcję partnera Mrocznego Rycerza, swoją obecnością miało przypominać herosowi o człowieczeństwie i pozytywnych walorach życia, gdyby przestał wierzyć w sens swojej krucjaty oraz porzucił swój kodeks honorowy wobec kryminalistów. Co jednak się stanie, gdy Robinem nie zostanie sierota z traumą, a zmodyfikowane genetycznie, dziesięcioletnie dziecko, będące maszynką do zabijana? Idąc dalej, co jeśli ta "ludzka" bomba z opóźnionym zapłonem będzie synem Bruce’a Wayne’a?
Nigdy nie byłem przekonany co do zasadności pojawienia się Damiana w uniwersum Batmana. Pierwsza historia z nim, "Batman i syn" (niebawem zostanie przeniesiona na animację jako "Syn Batmana"), po latach rozczarowuje swoimi głupotami i infantylizmem. Sam Damian przypominał małego Wolverine’a z umiejętnościami regeneracyjnymi oraz umiejętnościami mordowania swoich oponentów. Na szczęście Grant Morrison, twórca postaci, poszedł szybko po rozum do głowy i odprawił swojego bohatera w podróż, która miała uchronić go przed destruktywnym wpływem matki-terrorystki.
Kiedy założył po raz pierwszy maskę Robina, współpracował z Dickiem Graysonem. Nie musieliśmy jednakże długo czekać na powrót Wayne’a. Przejmując rolę Batmana na nowo, Bruce musiał nie tyle zmierzyć się z nowymi wyzwaniami, co także nowymi obowiązkami. Od teraz musiał pracować ramię w ramię ze swoim synem. Relacje Batman-Robin jak dotąd nie były tak bliskie emocjonalnie, a opisem tej skomplikowanej więzi zajął się Peter J. Tomasi. Morrison przed odejściem z serii o przygodach Dynamicznego Duetu przyznał, że Tomasi jest jego godnym następcą i doskonale poradzi sobie jako scenarzysta. Przyznać trzeba, że praca została wykonana z nawiązką, nierzadko przeskakując możliwości narracyjne Scotta Snydera.
[image-browser playlist="585864" suggest=""]
Druga odsłona "Batman and Robin" stanowi jeden ze sztandarowych tytułów "Nowego 52" DC Comics i jako takie jest doskonałym wprowadzeniem dla nowych czytelników. O ile "Batman" Snydera skupia się na najważniejszych wydarzeniach w życiu Mrocznego Rycerza (pojawienie się Trybunału Sów, "ostateczna" walka z Jokerem, początki jego wojny ze zbrodnią), tak Tomasi skupia się na tych cichszych momentach, bardziej osobistych. Być może Wayne doskonale zwalcza organizacje przestępcze i straszy rzezimieszków, ale czy będzie potrafił być równie wyśmienitym rodzicem?
Obserwujemy go właśnie w momencie zgrzytu na linii ojciec-syn. Damian poirytowany jest pracoholizmem Bruce’a, przez który ten nie zauważa jego starań oraz postępów. Nie dość, że go za to nie chwali, to dodatkowo przejawia wobec niego brak ufności wynikający z jego temperamentu oraz smykałki do zabijania. Ich więź dodatkowo zostaje poddana próbie przez pojawienie się na ulicach Gotham seryjnego mordercy o imieniu Nikt. Jak się okaże, będzie miał on wiele wspólnego z samym Brucem, jego młodzieńczymi latami, jak i jednym z jego mentorów, Henrim Ducardem.
Mamy tutaj do czynienia z superbohaterskim thrillerem, znacząco opierającym się na zarysowaniu życia psychologicznego głównych osób dramatu. Tomasi doskonale oddał chłód i srogość Batmana, przymuszonego wręcz do pracy z synem w ramach "mniejszego zła". Jakkolwiek źle brzmi pomysł, ażeby obrońca Gotham miał biologicznego syna, tak w tej historii został on zobrazowany przepięknie. Ich rozmowy, obustronny stosunek, konflikty oraz próby zrozumienia siebie są ukazane z niezwykłą czułością oraz wiarygodnością.
Mroczny Rycerz pokazany jest tutaj z wielu stron – jest mścicielem starającym się profesjonalnie wykonywać swoją misję, a także sprawować funkcje rodzicielskie wobec osoby, co do której nie jest przekonany. Jak się później okaże, jego brak wiary w syna źle odbije się na nim samym. Sprawi bowiem, że odnajdzie w sobie wampira wysysającego energię ze wszystkich tych, którzy pomagają w jego misji. Egoistę uciekającego od uczuć, wyrażającego swoje myśli wobec bliskich nie w wyrozumiałych słowach, lecz w rozkazach, niczym dyktator. Jest to zdecydowany krok do przodu w charakteryzacji postaci, odsłaniający nowe oblicze Batmana, każący zmienić jego stosunek do zmarłych rodziców oraz uczyć się na swoich błędach wynikających ze stosunku do innych oraz świata.
W równie ciekawy sposób scharakteryzowano pozostałe postaci. Nikt, choć jest kolejną imitacją Jasona Todda tudzież Punishera, dobrze wypada jako anty-Batman, pragnący bezwzględnie rozprawiać się z bandziorami. Damian z kolei sprawuje funkcję syna pierworodnego, zbuntowanego i dokonującego grzechu na przekór zasadom przypominanym przez ojca. Złamanie sztywnych reguł zatrzęsie kodeksem dziedzica fortuny Wayne’ów, rozważającego możliwość rewizji fundamentów, na których opierał dotychczas swoją egzystencję. Trzeba jednakże przyznać, że najbardziej z nich wszystkich lśni tutaj Alfred. Oprócz podawania posiłków i klejenia opatrunków, kamerdyner jest swoistym głosem rozsądku i sumienia Wayne’a, przypominającym mu o jego zobowiązaniach rodzicielskich. Widok Alfreda jako ojca pouczającego swego "syna" do bycia przykładem dla syna jest niezwykle ironiczny, ale i rozczulający.
[image-browser playlist="585865" suggest=""]
"Urodzony, by zabijać" przepełniony jest momentami, która zapadają w pamięci na długie miesiące po odstawieniu lektury. Niektóre z nich są żywcem przeniesione z innych komiksów, np. "Hush". O ile jednak u Loeba spełniały one jedynie powierzchowną funkcję informacyjną, tak u Tomasiego tętnią niesłychaną jak na superbohaterski komiks głębia psychologiczną. Zarówno monolog Damiana przy grobie rodziców Bruce’a, poszukiwania Robina przez Batmana, jak i nasiąknięte słodko gorzkim tragizmem zakończenie jest zobrazowane z maestrią.
Powodzenie tej historii jest w wielkiej części zasługą umiejętności graficznych Patricka Gleasona, który wspaniale potrafi zobrazować dynamizm walk, demoniczność Batmana jak i jego galerii łotrów. Nobody w jego wykonaniu przypomina połączenia żołnierza przyszłości z gier "Crysis" oraz Predatora. Łatwość, z jaką zabija oraz jaki jest oślizgły w tym wszystkim, jest odpychająca i zatrważająca. Mam jednakże kilka zarzutów wobec kreski Gleasona – niektóre pojedynki są na tyle przesadzone jeżeli chodzi o brutalność, że Batman zwyczajnie musiałby umrzeć po odniesieniu tak wielu ran i ciosów. Logika w choreografii walk też czasami zawodzi, aczkolwiek można to wybaczyć jeżeli porównujemy komiks z innymi superbohaterskimi seriami publikowanych obecnie na rynku amerykańskim.
Snyder może i odnosi obecnie największe sukcesy jako scenarzysta bat-serii ze względu na wyniki sprzedaży, ale spośród "architektów" projektujących obecnie Gotham to Tomasi częściej doświadcza przebłysków geniuszu w swoich opowieściach o zamaskowanym mścicielu. Przy nim historie Snydera wydają się być eskapistyczną, przygodową pulpą, odartą z psychologicznej głębi. Jeżeli więc zależy wam na dobrze rozrysowanych charakterologicznie postaciach, ciekawych interakcjach oraz stawianiu Batmana wobec emocjonalnych wyzwań, to "Batman and Robin" jest serią dla was. Jak dla mnie mówi ona wiele nowego o samym długouchym superbohaterze jak i jego filozofii bycia.
"Batman and Robin" Vol. 1 SC : "Born to kill"
Scenariusz: Peter J. Tomasi
Szkic: Patrick Gleason
Tusz: Mick Gray, Guy Major
Kolory: John Kalisz
Liternictwo: Patrick Brosseau
Okładka: Patrick Gleason, Mick Gray, John Kalisz
Zawiera: Batman and Robin (Vol. 2) #1-8
Data wydania w Stanach: 11 marca 2013 r.
Pierwotna data wydania: Listopad 2011- czerwiec 2012
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Stron: 192
Cena: US $16.99
Dziękujemy sklepowi Geek Zone (Galeria Ursynów, lokal 123 (Pierwsze piętro), Aleja Komisji Edukacji Narodowej 36, Warszawa) za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Komiks możecie kupić w sklepie Geek Zone.
[image-browser playlist="585866" suggest=""]
Michał Chudoliński - krytyk komiksowy i filmowy. Absolwent socjologii w Collegium Civitas oraz założyciel tamtejszego Koła Komiksu. Redaktor naczelny "Magazynu Miłośników Komiksu KZ" (www.kzet.pl) oraz bloga "Gotham w deszczu" (www.gothamwdeszczu.com.pl). Publikuje na łamach "Nowej Fantastyki", "Czasu Fantastyki", "2+3D" oraz w dwutygodniku internetowym "ArtPapier". Współpracował z "Polityką", "Przekrojem" i "Newsweekiem", Polskim Radiem oraz Tok FM.