Profesor Phillip Goodman jest sceptyczny wobec zjawisk paranormalnych, a jego telewizyjny program pomaga w zdemaskowaniu wszelkich oszustów próbujących wyciągnąć pieniądze od ludzi wierzących między innymi w kontakt z duszami zmarłych. Pewnego dnia do mężczyzny odzywa się słynny profesor, idol Goodmana, po którym słuch zaginął wiele lat wcześniej. Naukowiec daje Phillipowi akta trzech spraw, które mają być dowodami, że zjawiska paranormalne istnieją. Goodman postanawia je zbadać, aby raz na zawsze udowodnić brak mistycznych rzeczy na naszym świecie. Twórcy produkcji próbują przez cały czas trwania seansu podejść świeżym okiem do bardzo ogranych klisz znanych z kina grozy, jednak nie za bardzo im to wychodzi. Raz za razem oferują bardzo utarte schematy, które widzieliśmy w wielu horrorach i nie wyciągają z nich niczego nowego, nie oferują zupełnie innej perspektywy spojrzenia na dany temat i nie zagłębiają się w ukryte aspekty drzemiące pod powierzchnią danych motywów. Do tego dodajmy wiele jumpscare'ów, które w większości są bardzo przewidywalne i zamiast straszyć, wzbudzają wyłącznie znudzenie. Reżyserski duet sprawnie poprowadził całą historię lawirując pomiędzy kolejnymi mini-opowieściami obrazującymi sprawy, z którymi mierzy się główny bohater. Jednak nie zmienia to faktu, że czuć w niektórych momentach filmu brak pomysłu na podejście do danego zagadnienia, przez co cała intryga nieco się rozwadnia, dając wrażenie czegoś nieskończonego. Wszelkie wizualne efekty zostały wykonane poprawnie w dozie klasycznych chwytów kina grozy, jednak według mnie to za mało, aby zaskoczyć widza. Na szczęście w produkcji pojawia się trzeci akt, który podbija ocenę całości i oferuje dozę szoku w umyśle odbiorcy. Twist, którym raczą nas twórcy być może jest spodziewany od pewnego momentu filmu, jednak koniec końców czułem się miło zaskoczony tym, co zobaczyłem na ekranie. Oczywiście nie będę zdradzał, na czym on polega, jednak stanowi on interesującą klamrę, która spina wszystkie wątki i w pewnym sensie uzupełnia narracyjne niedostatki historii. To także ciekawa wiwisekcja psychiki głównego bohatera, którego ukochany sceptycyzm staje się przyczyną jego zguby. Twórcy w ostatnim akcie wkładają na miejsce, wydawać by się mogło, niepasujące do siebie elementy układanki, kreując obraz traumy, samotności i zagubienia w świecie. Szkoda tylko, że wcześniej nie udało się zbudować zmyślnego pomostu pomiędzy poszczególnymi elementami fabuły, ponieważ poza ostatnia częścią produkcji opowieść jest prowadzona bardzo mozolnie, co nie jest w tym wypadku plusem. Andy Nyman, który nie tylko stanął za kamerą, ale i wcielił się w głównego bohatera, dostarcza nam poprawnej kreacji, która jednak nie wchodzi w żadnym momencie na bardzo dobre albo wybitne tony. Nyman używa prostych, stonowanych środków aktorskiego rzemiosła, które w tej opowieści się sprawdzają. Natomiast fantastyczną rolę zaoferował nam w tym wypadku Martin Freeman. Jego spokój i ból pomieszane z luzem i wręcz szalonym obliczem tworzą prawdziwą mieszankę wybuchową na ekranie. Aktor kradnie każdą scenę, w której ma okazję się pojawić. To także jego kreacja decyduje o dobrym poziomie ostatniego aktu produkcji. Wyróżniłbym jeszcze jednego aktora, mianowicie znanego z The End of the F***ing World Alexa Lawthera, który dobrze sprawdza się jako ogarnięty pewną psychozą i nadwrażliwością chłopak, który doświadczył nieznanego. Ghost Stories to sprawnie zrobiony film, który może zaskoczyć i wejść na głębsze tony, jednak w dużej mierze nie wnosi niczego nowego do gatunku kina grozy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj