Uczciwie muszę przyznać, że Przechwycenie mi zaimponowało. Przede wszystkim tym, że zaczyna z grubej rury. Nie ma tu budowania napięcia przez połowę czasu trwania seansu, akcja od razu wjeżdża z buta, pauzując tylko na moment przedstawienie bohaterów. Nawet ekspozycja tła fabularnego odbywa się w gęstym napięciu. Dodatkowo postarano się, by fabuła, choć nie wnosi nic nowego do gatunku akcji, trzymała się kupy. Co prawda zatykanie wszelkich dziur poprzez wyjątkowo ekspozycyjne dialogi  nie jest może najlepszym wyjściem, ale czwórka za próbę się należy! A skoro już przy samej fabule jesteśmy – platforma przechwytująca pociski nuklearne zostaje przejęta przez terrorystów, którzy chcą powstrzymać jej użycie i dokonać ataku na USA. Dzielna kapitan armii tegoż kraju nie może do tego dopuścić. Ni mniej, ni więcej. Kompletny brak innowacji. Ale przynajmniej, jak wspominałem, trzyma się to wszystko kupy. Jest to logiczne, choć naciągane. Do poprawnej fabuły dochodzi jeszcze gra aktorska. Nie mam tu absolutnie nic do zarzucenia, wszystko jest zwyczajnie poprawne, bohaterowie nawet wiarygodni. Nikt nie wspina się na wyżyny aktorstwa, ale też nie osiąga dna. Kibicujemy tym, którzy na to zasługują. I od razu wiadomo, komu chce się dać klapsa w dziąsło.
fot. Netflix
Kolejny plus za logikę w większości scen akcji i dbałość o szczegóły. I to taką dbałość, która naprawdę bardzo rzadko jest spotykana. Choćby w przypadku pierwszej walki naszej bohaterki – w której to widowiskowo wbija dolną część korpusu służbowego Sig Sauera w oko przeciwnika – zadbano o to, by bronią boczną US Army były, tak jak w rzeczywistości, Sigi. Poza tym w tym modelu rzeczywiście można łatwo zdjąć zamek jedną ręką, wystarczy kciukiem przestawić dźwignię zwalniającą, co zresztą bohaterka wyraźnie robi. Nie trzeba nic przyciskać (jak w przypadku Beretty 92 i totalnie absurdalnego "manewru Jeta Li"). Powiem więcej, JJ nawet nieznacznie przesuwa cały zamek do tyłu, by, poprzez kompresję i następujące po niej zwolnienie sprężyny powrotnej, dodać energii całemu działaniu. A to tylko jeden z wielu przykładów takich smaczków.  Mam problem natomiast z jedną rzeczą. W filmie wszechobecny jest komentarz społeczny. Począwszy od molestowania w miejscu pracy, przez seksualizację kobiet, totalny brak równouprawnienia, a skończywszy na problemie rasizmu w USA. I nie zrozumcie mnie źle, te problemy absolutnie istnieją i należy je piętnować, ale przeciętny akcyjniak nie wydaje mi się odpowiednim do tego medium. Przez to naszpikowanie przekazem film sporo traci. Przechwycenie to całkiem przyjemne, choć schematyczne, kino akcji. Niestety stara się przy tym moralizować i – mimo dobrych chęci i szlachetnych pobudek – traci na tym.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj