Legendy arturiańskie można uznać za jedną z podstaw europejskiej kultury – są szeroko znane (nawet jeśli tylko w ogólnym zarysie) i często odwołują się do nich najrozmaitsze dzieła kultury. Kto nie słyszał o Arturze, Merlinie czy świętym Graalu, najpewniej żył pod kamieniem, odcięty od jakiegokolwiek europejskiego przekazu medialnego. Popularność tematyki zaowocowała również powieściami bazującymi na historiach z legend arturiańskich, czasem swobodnie traktując materiał źródłowy. Przeklęta Thomasa Wheelera należy do tej grupy, a rysunki Franka Millera oraz wydanie powieści w okresie premiery serialu powstałego na podstawie tej książki mają zachęcić czytelnika do jak najszybszego zapoznania się z dziełem. Jak jednak wypada ta wersja opowieści? Sprawdźmy. Tytułowa Przeklęta to Nimue, magiczna istota, szkolona do przejęcia obowiązków arcydruidki, obarczona piętnem zbyt bliskiego kontaktu z bogami. Dotychczas istoty magiczne były w stanie koegzystować z ludźmi, jednak nadejście chrześcijańskich zakonników burzy porządek – nowa siła nie uznaje żadnej magii i tępi ją ogniem i żelazem. Nimue nagle traci rodzinę, przyjaciółkę, sama musi uciekać z życiem, ale w ostatniej chwili zostaje jej przekazany miecz, którym władać ma wyłącznie król. Broń ma trafić do Merlina, aktualnie walczącego ostatkiem sił o zachowanie życia na dworze króla Uthera. Między konfliktem chrześcijan i istot magicznych, pretendentów do tronu, a także w natłoku własnych problemów, Nimue musi przeżyć i spróbować ocalić tyle istot, ile się da. Pomóc ma jej w tym przypadkowo poznany młodzieniec zwany Arturem oraz jego znajoma Morgana.
Źródło: Znak
Bohaterowie wydają się znajomi? Przeklęta zdecydowanie przekazuje własną wersję legendy o królu Arturze, nawet jeśli nawet na chwilę nie zapowiada się, że ten trochę postrzelony chłopiec ma nim zostać. Powieść skupia się na samej Nimue, która oryginalnie znana jest jako Pani Jeziora, a jej rola zmienia się drastycznie, przypominając raczej rewolucję samego Artura, chociaż skupioną na obronie magicznych ludów. Można pokusić się nawet o nazwanie tej powieści historią alternatywną dla legend arturiańskich, bo miecz wskazuje zupełnie inną osobę do wykonania dzieła. Takie podejście jest nawet ciekawe, chociaż chwilami historia traci na próbach nowego wplecenia ważnych dla legend osób. Morgana jest ciekawą postacią, ale pojawia się jako przydatna przyjaciółka i jej rola nie odzwierciedla złożoności tej postaci. Artur nie wybija się ponad bycie łobuzem przeistaczającym się w zakochanego po uszy młodzieńca. Merlin właściwie jest swoją własną antytezą. Ciekawiej prezentują się postaci zakonników, ale najczęściej są ledwo zaznaczone i trudno nawet poważniej się do nich przywiązać. Fabularnie powieść nie zachwyca. Wątki rozwijają się w sposób przewidywalny, ponadto żaden nie ma szans wybrzmieć, bo wiele z nich rozgrywa się i zamyka na przestrzeni dwóch lub trzech scen.
Niektóre są wprowadzone wyłącznie jako efektowne zmuszenie postaci do gwałtownych i nieprzemyślanych ruchów, niektóre nie mają podłoża we wcześniejszych działaniach postaci. Poszarpanie niektórych scen i odstępy czasowe mogą też utrudnić orientację w czasie. Na koniec zaś część bohaterów pozostawiona jest w sytuacji, która teoretycznie mogłaby prowadzić do rozwinięcia się w tę znaną legendę o Arturze, jednak ogólna sytuacja taki rozwój wypadków wyklucza. Nie można nie wspomnieć o jednym z najważniejszych elementów marketingowych tej powieści – rysunkach Franka Millera. Jego fani z pewnością będą zadowoleni, jednak przeciętny czytelnik nie poczuje najmniejszej radości, oglądając takie ozdoby na kartach książki. Przeklęta jako powieść nie wybija wśród retellingów, nie jest tym bardziej w stanie obronić się jako dzieło samodzielne. Fan mitu arturiańskiego nie znajdzie w niej więcej niż w zwykłym fanfiku, a zwykły czytelnik znudzi się przekombinowanymi wątkami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj