Mój ulubiony bezdomny i wściekły mastiff, znany potocznie jako Jack Reacher… pardon PO PROSTU Reacher, powraca w kolejnym odcinku i nie zwalnia ani na sekundę. Ciężko mi jednoznacznie określić, na czym polega urok Alana Ritchsona przy kreowaniu tej postaci, ale po prostu jest w tej roli znakomity. Tak właśnie wyobrażam sobie tę postać, czytając książki Lee Child, wielkiego, napakowanego draba, który najpierw leje, a potem zadaje, bardzo zresztą trafne i rzeczowe, pytania. O ile oczywiście jeszcze jest w ogóle komu je zadać. To niesamowite, jak można połączyć górę mięśni z wyjątkowo przenikliwym intelektem, a jednocześnie pewną dozą, nie wiem, jak to inaczej określić, niewinności? Są takie momenty w tym serialu, zwłaszcza interakcje głównego bohatera z Dixon, w których po prostu serce samo topnieje na widok tego, jak bardzo zmienia się jego charakter i jak mało wie o pewnych aspektach życia.
Cala zresztą obsada tego serialu daje sobie świetnie radę w kreowaniu wielowymiarowych postaci, choć na razie jedynie doświadczyliśmy tego ze strony tych dobrych, bo choć Ferdinand Kingsley jako A.M. i Robert Patrick jako Shane Langston zdołali już wywrzeć ciekawe wrażenie na widzu, to jednak było ich na ekranie jeszcze stanowczo za mało, by być w stanie w pełni ocenić ich charakter. Choć z tego, co widziałem, to wnioskuję, że szajka Reachera mogła trafić na godnych przeciwników. Miło było też zaobserwować w tym odcinku krótki powrót Finlaya, a także to, jak rozwija się grany przez Domenicka Lombardozzi Guy Russo. Aktor świetnie odgrywa sfrustrowanego i niedającego sobie w kaszę dmuchać detektywa, który zrobi wszystko, żeby dociec prawdy. Mam nadzieję, że z czasem jego interakcje z głównym bohaterem przerodzą się w szorstką przyjaźń, choć póki co już widać zalążki wzajemnego szacunku.
Choć w najnowszym odcinku może nie ma tyle akcji co w poprzednich, to jak już się pojawia, jest na co patrzeć. Scena na parkingu, gdzie nasza ekipa wdaje się w bójkę, jest po prostu świetna. Uwielbiam to, jak brutalny jest ten serial, nie bojąc się pokazać przemocy, ale jednocześnie robiąc to z umiarem, nie szczując ani juchą, ani biustem. Idealny mariaż intrygi, akcji i emocji. Taka współczesna opowieść spod znaku płaszcza i szpady. I nawet kiedy są odstępstwa od powieści Lee Childa, są one zrobione ze smakiem, często po prostu będąc adaptacją oryginału na nieco bardziej współczesne. Zwłaszcza że twórcy wciąż bardzo mocno trzymają się istotnych dla postaci detali, takich jak hafefobia (lęk przed dotykiem) u Neagley. Uwielbiam też liczne wstawki z przeszłości bohaterów, które dają bardzo ciekawe tło i pomagają widzowi w zrozumieniu i poznaniu tej ekipy.
Choć odcinek ten ma, jak wspominałem powyżej, znacznie wolniejsze tempo od poprzednich, to nie ma absolutnie na co narzekać. Intryga tego sezonu jest bardzo gęsta i oglądanie tego, jak byli żołnierze 110-tej zbierają kolejne okruszki śladów, jest naprawdę przyjemne, nawet jeśli na papierze odcinek jest głównie przegadany. Tym razem szczególnie wysuwa się naprzód talent O'Donnella do zakrawających o nielegalność metod pozyskiwania informacji. To też świetna okazja, żeby obserwować jego rozwój jako postaci, zwłaszcza że istnieje spory kontrast między tym, jak pamiętają go towarzysze broni z czasów służby i jaki jest teraz. James Mattis, emerytowany generał Korpusu Piechoty Morskiej, powiedział kiedyś: "Bądź uprzejmy, profesjonalny i miej gotowy plan zabicia każdego, kogo spotkasz". I jest to coś, co idealnie podsumowuje tę postać.
Jestem też bardzo ciekaw, jak potoczy się wątek potencjalnej zdrady przed jednego z byłych żołnierzy 110-tej, gdyż wątek ten był nieobecny w książce, a tutaj dodaje sporo pikanterii do i tak już gęstej intrygi. Podsumowując, Reacher wciąż trzyma świetny poziom, ba, z odcinka na odcinek jest coraz lepiej i lepiej, oby tak dalej, bo ostatnimi czasy brak dobrych adaptacji, a seria Lee Childa zdecydowanie na taką zasługuje.