Rekrut powraca z 2. sezonem i czuć, że zakulisowe problemy miały na niego wpływ. Czy jednak odbiło się to na jakości?
Rekrut ma jeden duży problem w premierze 2. sezonu: rozwiązanie wątku z finału pierwszej serii. Czuć, że plan był zupełnie inny, ale przez zakulisowe kontrowersje i pożegnanie się aktorki, zamknięto go po macoszemu. Nie jest to przemyślane ani dopracowane. Widać, że zostało spreparowane na szybko, byle mieć to za sobą i opowiadać dalej historię. Szkoda, bo początek przez to jest strasznie chaotyczny i marnuje emocjonalny potencjał historii.
Gdy jednak dostajemy przeskok w czasie i sytuacja wraca do codzienności,
Rekrut przypomina o tym, dlaczego jest tak dobrym i sympatycznym serialem. Po raz kolejny czuć lekkość w opowiadaniu historii, gdzie wątki dramatyczne, życiowe świetnie mieszają się z humorem i kapitalną chemią pomiędzy bohaterami. Dzięki temu seans znów jest przyjemnością. Udaje się utrzymać ten sam poziom, do którego serial przyzwyczaił i za to duży plus.
Pomimo banalnego rozwiązania kwestii z Bradfordem z finału pierwszego sezonu, ciągłość rozwoju bohatera i jego wątku jest utrzymana. Dostrzegamy to w jego relacji z Chen i w zbyt często absurdalnym zachowaniu, gdy wszystko, co się wydarzyło, ma wpływ na to, jak traktuje swoją podopieczną. Wiemy, że wszelkie aspekty jego historii mają w tym miejscu znaczenie i to procentuje. Nawet jeśli wychodzi na buca i hipokrytę, udaje się twórcom dobrze rozbudować tę relację i pozwolić jej dojrzewać. To samo jest u Lopez, która mieszka z prawnikiem. Z jednej strony wątek jest zabawny z uwagi na to, że bohaterka nie lubi za bardzo sprzątać, więc kilka trafnych gagów przemycono tu i ówdzie, ale z drugiej strony jest bardzo ważny dla rozwoju bohaterki, bo pozwala ją lepiej poznawać. Nie tylko z perspektywy twardej policjantki. Trochę problem jest z Westem, którego wątek ma ogromny potencjał i jego wnioski są słuszne, ale to irytujące zachowanie zaczyna męczyć. Dostajemy podobną sytuację jak w pierwszym sezonie - podejmował dziwaczną decyzje, gdy miał problem z ojcem. Tutaj idzie tą samą drogą, ale na szczęście w tym przypadku przeprowadzono to bardziej świadomie i z ważnym skutkiem dla rozwoju postaci w przyszłości.
Nathan Fillion nadal bryluje w głównej roli i jego ludzka perspektywa na sytuację policjantów jest najbardziej przejmująca i chyba najważniejsza. Muszę przyznać, że trzeba przyzwyczaić się do tej postaci, ponieważ aktor wyraźnie schudł i wygląda o wiele lepiej niż w pierwszym sezonie, a to coś, czego trudno nie zauważyć. Co prawda, nie ma to żadnego wpływu na jego rolę, bo nadal jest wymagająca fizycznie (wydaje się, że aktor ma więcej aktywności w tym odcinku) i emocjonalnie. Jego relacja z agentką to coś, co okazuje kluczem do jego rozwoju jako człowieka i gliniarza. Być może jest w tym coś idealistyczne, ale trafnego i ważnego, bo walka ze znieczulicą na przemoc to temat wart rozwoju.
Rekrut to nadal świetna rozrywka. Bawi, emocjonuje i wciąga tak samo jak pierwszy sezon. Na razie nie wiemy, kto będzie opiekować się Nolanem, ale to nie ma znaczenia, bo ten czynnik staje się elementem świeżości, która na pewno serialowi nie zaszkodzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h