Z okazji Tofifest mogłem obejrzeć najnowszy film w reżyserii Esther Rots pod tytułem Retrospekt. Oceniam produkcję.
Esther Rots w filmie
Retrospekt postanowiła przyjrzeć się tematowi toksycznych związków i osaczenia kobiet w nich. Za podłoże dla tej dyskusji posłużyła historia Mette, kobiety uległej swojemu mężowi, którą poznajemy jakiś czas po tragicznym wypadku samochodowym. Kobieta uczy się chodzić, a przy okazji przypomina sobie wydarzenia, które doprowadziły do jej obecnego stanu. Rots po części udaje się wypracować atmosferę zaszczucia wokół głównej bohaterki. Jednak to nie wystarcza, aby film w całości się obronił. Circe Lethem, która wciela się w Mette potrafi dać swoją grą poczucie tej bezsilności i apatii spowodowanej agresją, jaką odbiera od świata. Aktorka stara się jak może i w większości trafia w punkt. Mimo tego scenariusz, na którym pracuje, nie pozwala dokładnie prześledzić nam przemianę bohaterki. Rots stara się dać nam swoisty paradoks i pokazać, jak tragedia buduje ogromną siłę Mette, jednak koniec końców jej się to nie udaje i dostajemy mało wiarygodną podróż głównej bohaterki, która nie odbiła się mocno na moich emocjach w czasie seansu. Szkoda, bo grunt tematyczny był naprawdę solidny.
Rots używa w swojej opowieści dwóch planów czasowych, aby stworzyły one zgrabny pomost w przemianie Mette. Ostatecznie wprawiają one tylko w konsternacje i nie raz wprowadzają narracyjny chaos do historii. Nie ma tutaj tej płynności w przenikaniu się poszczególnych wątków z dwóch okresów. W związku z tym momentami czułem zagubienie, ponieważ wiele elementów układanki filmu nie wchodziło na swoje miejsce. Niektóre wątki zostały potraktowane bardzo skrótowo, inne pozostawały w domyśle, a główny fundament opowieści tak naprawdę do końca staje się niejasny. Nie chodzi tutaj, aby widz stworzył swoją interpretację. Po prostu cała historia gubi się pod masą formy jaką postanowiła wykorzystać reżyserka. Przez to treść staje się mocno nieprzejrzysta. W pewnych sekwencjach jest to ratowane montażem równoległym, jednak nie spełnia on swojej powinności i tylko zwiększa bałagan. Dzieje się tak z tego względu, że cały czas ma się wrażenie, jakby układało się puzzle, z tym, że mamy do dyspozycji tylko niepasujące do siebie kawałki.
Niestety głównej bohaterki nie wspiera drugi plan, z jednym wyjątkiem. Jest nim Lien Wildemeersch, która wciela się w postać Miller. Aktorka wspiera swoją koleżankę po fachu i bardzo dobrze potrafi wykreować na ekranie kobietę tak osaczoną przez toksycznego partnera, że aż popada w pewne stany psychozy. Wildemeersch staje się w pewnym momencie ważnym ogniwem fabuły i w pełni wykonuje swoje zadanie aktorskie, oczywiście na tyle, na ile pozwala jej tekst, na którym pracuje. Niestety pozostała część obsady jest kompletnym tłem dla obydwu aktorek. Bohaterowie będący dwoma toksycznymi partnerami, Mette i Miller, zupełnie nie potrafią zbudować tej mrocznej relacji z piękniejszą częścią obsady. Dlatego koniec końców to wszystko wygląda bardzo sztucznie. Słabo wypada również postać Klaasa. Na początku wydawało mi się, że będzie on bohaterem, który posłuży nie tylko za comic relief tej produkcji, ale również pewien element na drodze Mette do zdrowia. Niestety szybko został on wyrzucony na obrzeża historii i potencjał przepadł bezpowrotnie. Wielka szkoda.
Retrospekt to film, który miał ogromny potencjał, jednak ostatecznie nie został on w pełni wykorzystany. Stało się tak ze względu na przerost formy nad treścią opowieści. Produkcję ratuje kobieca część obsady, jednak to nie wystarcza, aby wybaczyć wszystkie błędy tego filmu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h