Szalone przygody ekscentrycznego naukowca i jego wnuka powróciły na dobre. Choć przy poprzednim sezonie pojawiły się głosy niezadowolenia, sugerujące, że najlepsze lata kosmicznych przygód mamy już za sobą, pierwszy epizod 6. sezonu wylewa kubeł zimnej wody na hejterski żar, podkreślając, że Rick i Morty nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Co więcej, to właśnie w tym odcinku ujawnili wystarczająco dużo, abyśmy w końcu po tylu latach mogli wypełnić najbardziej frapujące luki w życiorysie potężnego naukowca. Połączenie kosmicznych walk, wspaniałej odwagi, krwi i nadchodzącej śmierci, a wszystko w oprawie specyficznego humoru – Rick i Morty powitali nas w starym, dobrym stylu. Otwierający epizod, mimo że opierał się niemal na tym samym, co zwykle (para podróżników pakuje się w tarapaty, pojawiają się kosmiczni wrogowie, z którymi trzeba stoczyć walkę na śmierć i życie, jest wielkie zamieszanie i potężne emocje), wykroczył poza barierę typowych przygód Ricka i Mortiego. Jednym z powodów jest podział ról w odcinku. Tym razem – gdy bohaterowie zostają uwięzieni po rozpadzie Cytadeli, a ponury kosiarz zaczyna pukać do drzwi – ni stąd, ni zowąd wyzwala ich Kosmiczna Beth. I to właśnie od tego momentu kobiety zaczynają rządzić w odcinku. Widzimy niesamowitą metamorfozę Summer, która walczy, ratuje z opresji, a przede wszystkim wychodzi z cienia dziadka. Bardzo mnie cieszy, że ta pomijana jak dotąd postać otrzymała siłę i ogromną odwagę, by stanąć oko w oko z kosmicznymi potworami. Liczę, że nie jest to jednorazowa akcja, a 17-latkę ujrzymy jeszcze nie raz rozpruwającą brzuchy obcych istot w kosmicznej przestrzeni, bo to naprawdę wyjątkowe widowisko. Twórcy postarali się, aby maksymalnie skomplikować akcję epizodu. Dzięki temu otrzymaliśmy upragniony fragment z poszatkowanego życiorysu szalonego Ricka. Na pochwałę zasługuje koncept odesłania naukowców, Mortiego i Jerry’ego, do rzeczywistości, z których się naprawdę wywodzą. Mogliśmy cieszyć się wielowątkowym odcinkiem, który wyjaśnił najważniejsze kwestie fabularne. Już w 5. sezonie ukazano nam, że prawdziwa rodzina Ricka została zamordowana przez jego wyrachowaną wersję. To zdarzenie potwierdzono i tym razem. Naukowiec przeniósł się do garażu, w którym jeszcze widniały ślady po wybuchu. Jak wielką miłością darzył on swoją ukochaną Diane i małą córeczkę, można wywnioskować po symulatorze głosu zmarłej żony, który zamontował sobie po to, aby go gnębił i zmuszał do poszukiwania mordercy. Ten moment dosadnie pokazuje, że Sanchez w latach młodości był zupełnie innym człowiekiem – zapewne kochającym i troskliwym małżonkiem. A wielka tragedia, z którą przyszło mu się zmierzyć, uzbroiła go w grubą, odporną na wrażliwość skorupę. Cieszę się, że twórcy zdecydowali się wyjść trochę poza schemat wypranego z emocji ignoranta i przedstawić człowieka zmagającego się z traumą, który poświęcił resztę życia, by odnaleźć mordercę najbliższych. Jest to miła odmiana po wieloletnim wałkowaniu tego, iż Rick Sanchez, najpotężniejszy umysł w galaktyce, to alkoholik gardzący rodziną. W tej chwili już wiemy, że jego znieczulica, to zwykła tarcza, pod którą kryje się głęboka rana na sercu. Jak widać, wciąż krwawiąca. 
fot. materiały prasowe
Wytropienie zabójcy, który przecież jest niebanalnym geniuszem – wcieleniem najbardziej zaciekłych i bezwzględnych cech charakteru Sancheza – nigdy nie było proste. Również i w tym epizodzie mroczna odsłona Ricka sprawnie przed nim ucieka, zastawiając na rzekomego dziadka Mortiego pułapkę. Dlaczego rzekomego? Jak się okazuje – i to jest największa bomba pierwszego odcinka 6. sezonu! – Rick, którego poczynania śledzimy od początku serialu, czyli naukowiec identyfikujący się jako C-137, nie jest powiązany z serialowym Mortym. Chłopiec wywodzi się z domu mordercy, którego Rick śledzi. Była to zwykła zagrywka – naukowiec wszedł do rodziny zabójcy, aby go wreszcie namierzyć. Niebanalny zwrot akcji, godny aplauzu, który ożywił całą serialową fabułę, może w kolejnych odcinkach przynieść fantastyczne wątki. Mam nadzieję, że historia z morderczą odsłoną Ricka, ich wieloletnie porachunki, a przy tym cała tajemnica, dlaczego Sanchez z innego wymiaru zamordował rodzinę C-137, wyjdą na jaw już niedługo. Na to wskazywać mogą ostatnie sekundy epizodu, kiedy to zabójca podąża śladami swojego wnuka. Chciałoby się, aby to właśnie w tym sezonie doszło do spotkania dwóch największych wrogów. To mogłoby zmienić bieg całego uniwersum. Wyjątkowe było także tempo opowieści. Tam, gdzie potrzebowaliśmy wyciszenia i chwilę na uspokojenie oddechu, akcja zaczęła spowalniać do tego stopnia, że na pierwszy plan wskakiwały tylko najistotniejsze treści, pochłaniające całą uwagę. A gdy na horyzoncie pojawiać zaczęły się większe wyzwania, napięcie sięgało szczytu. Manewrowanie między wątkami wypadło naprawdę fenomenalnie i powinno być częściej stosowane, gdyż nie tylko mordercze walki świadczą o poziomie serialu.  6. sezon Ricka i Mortiego rozpoczął się ciekawie. Nie mogę się doczekać, jak twórcy rozwiną niedopowiedziane wątki. Czy Rick dorwie samego siebie z innej rzeczywistości i wymierzy sprawiedliwość? Trzymam za niego kciuki i liczę, że twórcy utrzymają fenomenalny poziom, jaki nam teraz zaprezentowali. Był ogień, napięcie, ale także chwila wytchnienia, w której ujrzałam piękną, wrażliwą stronę Ricka. Oby tak dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj