Archie chce za wszelką cenę oczyścić swoje imię. Jedynym wyjściem wydaje się próba odnalezienia grupy osób, które złożyły fałszywe zeznania przeciwko niemu. Według plotek ukrywają się oni w kopalni niedaleko Shadow Lake. Archie i Kevin wyruszają na poszukiwania, jednak w tym samym czasie Hiram wysyła szeryfa Minettę, aby pozbył się problemu. W tym czasie Veronica znajduje inny sposób na oczyszczenie ukochanego, odkrywając w komputerze swojej matki dowód na manipulowanie sprawą zabójstwa. Betty kontynuuje śledztwo dotyczące Króla Gargulców. W tym celu postanawia zebrać wszystkich członków Midnight Club w jednym miejscu i wyciągnąć od nich informacje. Natomiast Jughead razem z innymi Wężami poszukuje Joaquina, który wydaje się mieć związek z Królem Gargulców i jego gangiem wyznawców. W końcu wątek Betty według mnie powrócił na właściwe tory. Nie ma już tego przerysowanego dramatyzmu i popadania w autoparodię. Bardzo się cieszę, że scenarzyści postanowili w końcu wepchnąć bohaterkę do jej znajomej sfery, w której czuje się komfortowo. Chodzi mi oczywiście o kwestię dziennikarskiego śledztwa, w którym ta postać sprawuje się znakomicie i stanowi w końcu silny punkt dla fabuły. Sam wątek prywatnego śledztwa Betty w sprawie tożsamości Króla Gargulców został nakreślony bardzo dobrze, oferując zwartą, dynamiczną intrygę z interesującymi, choć nie bardzo szokującymi zwrotami akcji. Scenarzyści skrzętnie i bardzo sprawnie poprowadzili narrację związaną z Betty, wrzucając postać w konwencję młodzieżowego, mrocznego thrillera wymieszanego z dziennikarskim motywem, która w tym wypadku sprawdza się znakomicie. Lili Reinhart w końcu może wykazać się charyzmą i wydobyć pewność siebie oraz groźny błysk i przebojowość ze swojej postaci. Widać to choćby w scenie, w której młoda dziennikarka przesłuchuje swoją matkę i rodziców przyjaciół. W końcu nie ma tutaj zagubionej dziewczynki, którą widzieliśmy w większości poprzednich odcinków, jest prawdziwa twardzielka, co stanowi ogromny plus. Twórcy jednak postanowili zamknąć Betty w finale odcinka w ośrodku Sióstr Cichego Miłosierdzia i nie do końca wiem czy był to dobry wybór. Zobaczymy. Podobnie jak młoda Cooper również Jughead powrócił na odpowiednie tory w swoim wątku. W poprzednim epizodzie kompletnie nie kupiłem kwestii dotyczącej jego maniakalnej pogoni za Królem Gargulców. Jednak w tym odcinku twórcy postanowili nieco stonować psychologiczny aspekt postaci Jugheada. Cieszę się, że powrócili do obrazu tego bohatera jako ciekawskiego, zdeterminowanego i stanowczego lidera Węży, a nie ogarniętego obsesją, zaślepionego chłopca. Ta postać ma stanowić swoistą opokę dla reszty bohaterów, jak i samej fabuły i dobrze, że w tym epizodzie Jones powrócił do tej roli. Mimo że jego wątek nie był najsilniejszym punktem historii opowiedzianej w odcinku, to stanowił świetne uzupełnienie i wsparcie dla narracji. Przede wszystkim jednak twórcy bardzo dobrze wykorzystali aspekt opowieści dotyczący Juga, wprowadzając główną oś fabularną na nowy tor i dając nam interesujący rozwój wątku Króla Gargulców i gangu jego wyznawców. Tutaj też scenarzyści potrafili mnie zaskoczyć szokującą śmiercią Joaquina, który wydawał mi się stawać ważną częścią historii. Za to słowa uznania, ponieważ nie spodziewałem się tego kompletnie. Wątek szukania dowodów niewinności Archiego według mnie sprawdził się połowicznie. Część dotycząca wizyty Andrewsa i Kevina w kopalni sprawdziła się bardzo dobrze. Przede wszystkim została one sprawnie poprowadzona przez twórców, od punktu A do punktu B, z lekkimi zawirowaniami w finale, który był trochę za przewidywalny. Chodzi mi oczywiście o to, że szeryf Minetta zdążył pozbyć się jedynych świadków. Jednak kończąca epizod rozmowa telefoniczna Archiego i Veroniki weszła na silne, emocjonalne tony, nie będąc przy tym jakimś tanim melodramatyzmem, a po prostu dobrze rozpisanym dialogiem. Jestem ciekaw jak rozwinie się wątek Andrewsa, który zdecydował się opuścić Riverdale. Natomiast aspekt dotyczący Veroniki szukającej dowodu niewinności Archiego pełen był głupotek fabularnych. Brak usunięcia ważnego dowodu w śledztwie przez Hirama czy ukrycie go w łatwo dostępnym miejscu sprawiło, że ten wątek kompletnie stracił na wiarygodności i zabrał sporą część dramatyzmu kwestii związanej z uwolnieniem Andrewsa. Szkoda, bo według mnie rozwiązano tę kwestię fabularną za prosto, traktując ją po macoszemu. Do tego Hiram Lodge po raz kolejny nie sprostał zadaniu bycia czarnym charakterem i znowu ograniczał się do roli diabła z pudełka, który wyskakuje w niektórych scenach, aby rzucić kilkoma, bezsensownymi zdaniami. Nowy epizod Riverdale wrócił z kilkoma wątkami na odpowiednie, interesujące tory, popychając intrygę w dobrym kierunku. Gdyby nie pewne, słabe rozwiązania fabularne byłby to świetny odcinek, jednak mimo to trzyma dobry poziom.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj