Nie do końca rozumiem sens alternatywnej historii w Riverdale. Dzieje się tak z bardzo prostego powodu, wspomniane pięcioodcinkowe wydarzenie nie wnosi do serialu niczego świeżego. Twórcy po prostu pozbywają się w każdym kolejnym odcinku jakiejś postaci, która i tak za chwilę będzie musiała wrócić, gdy specjalne wydarzenie się skończy. Dlatego nie czuć żadnych emocji, gdy Toni musiała poświęcić się w wątku z La Lloroną. Wiadomo, że dana bohaterka lub bohater żegnają się tylko na chwilę z produkcją, wobec tego nie obchodziło mnie za bardzo, że kolejne paranormalne zjawisko zabiera mieszkańca Rivervale. Ładunek emocjonalny był na bardzo niskim poziomie, a miejscami twórcy za bardzo pompowali atmosferę, czyniąc ją nieznośnie podniosłą, co w wielu momentach nadawało wręcz karykaturalny efekt scenom, choćby w wątku dotyczącym Reggiego i jego opętanego samochodu. Scenarzyści poszli w nowych odcinkach w klimat grozy, przywołując motywy duchów i Lucyfera. Jednak niestety nie we wszystkich miejscach wyszło to na dobre. Wątek wspomnianego opętanego auta Reggiego szybko zamienił się w zwykłą, nie za dobrze napisaną historię dotyczącą związku w kryzysie. Znacznie ciekawiej prezentowała się relacja Tabithy i Jugheada. Szkoda tylko, że  skończyła się raczej w spokojnym i przesłodzonym stylu. Mroczniejszy finał o wiele lepiej by się sprawdził. Z drugiej strony mamy Betty, z którą twórcy za mocno uderzyli w ponure tony. Jej wątek stał się wręcz odpychający,  postać za bardzo poszła w jednym kierunku, nie było zachowanego balansu między lżejszą tonacją a jej przygnębiającym obliczem. Twórcy przechodzą ze swoimi bohaterami ze skrajności w skrajność, zapominają o środku, co dobitnie pokazały nowe odcinki.
fot. The CW
Warto jednak zaznaczyć, że horrorowe elementy w nowych odcinkach nie wzbudzały grozy. Raczej były oparte na bardzo znanych, kliszowych motywach używanych od lat na ekranie. Same historie nie były nawet oryginalnymi pomysłami twórców, a raczej inspiracjami zaczerpniętymi w mniejszym lub większym stopniu z innych produkcji, jak w po raz kolejny wspomnianym wątku opętanego samochodu. W większości elementów fabuły nie było nic, co naprawdę mogło przestraszyć. Jeśli ktoś kojarzy zasady jumpscare'ów ze słabych horrorów, to w Riverdale dostanie to samo. To samo tyczy się kwestii opętania przez duchy. Nie było w nich świeżości, co pomogłoby spojrzeć na dany temat z innej strony. Twórcy nie potrafią poprawnie wykorzystać znanego nam materiału i wypełnili go słabo napisanymi historiami, co widzimy w opowieści o La Lloronie czy wątku Veroniki i Reggiego.  Znacznie ciekawszy był wątek dotyczący kolejnego uosobienia Lucyfera. Całkiem sprawnie wykorzystano element kontraktów, które zawierał z poszczególnymi bohaterami i stawiał na szali ich dusze. Muszę przyznać, było to naprawdę nieźle rozwiązane i płynnie opowiedziane, bez żadnych większych wpadek. Szkoda tylko, że nie wszystkie postacie warto było wpisywać we wspomnianą historię Lucyfera. Wątek Betty był tak naprawdę potrzebny, aby postać miała coś do roboty. Podobnie sprawa ma się z Jugheadem i jego wywiadem z diabłem oraz Kevinem i jego karierą. Obydwa przypadki raczej służyły jako fabularny zapychacz, który mógł wydłużyć listę dusz Lucyfera. Znacznie lepiej wypadły spotkania diabła z Veroniką i Tabithą. Przede wszystkim miały one ciekawe historie i zwroty akcji, które mogły się podobać. Dlatego spokojnie można było rozwijać tylko te dwa wątki, zamiast jeszcze kilku innych, pomniejszych. Nowe odcinki Riverdale nie wykorzystują w pełni potencjału, jaki drzemał w stylistyce grozy, którą obrali twórcy. Były pewne ciekawe elementy z dużym potencjałem, które jednak trochę ginęły pod naporem tych miałkich, słabo napisanych kwestii. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj