W nowych odcinkach Riverdale dochodzi do ponownego spotkania widzów z Sabriną oraz teorii alternatywnych rzeczywistości. Oceniam.
Jeden z nowych odcinków
Riverdale był reklamowany jako crossover z przygodami nastoletniej czarownicy Sabriny. Niestety, nazwałbym to jednak małym cameo. Twórcy woleli skupić się na kolejnych pokoleniach kobiet z rodziny Blossom niż zapewnić dobry odcinek z udziałem Sabriny. Kilka minut jej występu to za mało, by wykorzystać potencjał postaci. Chociaż wystarczyła jedna scena, by
Kiernan Shipka wniosła do produkcji więcej humoru, lekkości i uroku niż inni bohaterowie we wszystkich dotychczasowych odcinkach sezonu razem wziętych. Mimo wszystko mam spory niedosyt.
Jeśli chodzi o historię kobiet z rodziny Blossom, to zdecydowanie ciekawszy był wątek dotyczący Abigail, jej związku z Thomasiną i wymuszonego ślubu. Było w nim coś z dramatu, romansu, ale również thrillera i horroru. To wszystko się całkiem nieźle ze sobą łączyło. Za to wątek Poppy nie do końca mi się podobał. Tak naprawdę niewiele wniósł do produkcji. Sprawiał wrażenie wyrwanego z kontekstu. Była to raczej prosta historia o niespełnionej miłości z morderstwem w tle. Bardzo sztampowa. Nie miała w sobie żadnego elementu, który mógłby pozwolić mi wciągnąć się w opowieść.
Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek to napiszę w odniesieniu do omawianej produkcji, ale bardzo podobał mi się wątek związany z dwoma alternatywnymi światami, Riverdale i Rivervale. Twórcy po raz pierwszy od dawien dawna pokazali, że potrafią bawić się konwencją serialu, którą zaproponowali. Kwestia śledztwa Jugheada dotyczącego alternatywnych rzeczywistości, komiksy przedstawiające wydarzenia z produkcji, sobowtór Jugu czy nawet
Ross Butler, który powrócił do serialu jako Reggie - to wszystko ze sobą bardzo dobrze zagrało. Scenarzyści udowodnili, że potrafią podejść z dystansem do dorobku serii i w obrębie znanych elementów znaleźć coś nowego, co zaciekawi widzów. Rywalizacja dwóch wersji Reggiego była zabawna, byłem ciekaw, co za chwilę stanie się w wątku dotyczącym alternatywnej wersji Riverdale. Po prostu po raz pierwszy od dawna odcinek serialu o losach Archiego i spółki mnie wciągnął. Mam nadzieję, że nie jest to jednorazowy strzał i twórcy będą z większą kreatywnością i luzem podchodzić do projektu.
Nawet całkiem niezły pomysł mieli na antagonistę 100. odcinka, którym okazał się Archie. Na całe szczęście, ponieważ Doyle albo Clifford Blossom nie byli ciekawymi czarnymi charakterami, raczej twórcy użyli ich, aby w setnym epizodzie nawiązać do motywów znanych z poprzednich odsłon produkcji. Archie był zaskakującym złoczyńcą, ale przy okazji miał bardzo zrozumiałe motywy, które sprawiły, że nawet można mu było kibicować w jego strasznych działaniach. Przy okazji był to ciekawy, mały hołd dla postaci jego ojca, Freda Andrewsa i wcielającego się w niego
Luke'a Perry'ego. Twórcy dali nam naprawdę emocjonujący finał, który wniósł sporo czarnego humoru oraz ciekawych zwrotów akcji.
Nowe epizody
Riverdale można podzielić na ten słabszy dotyczący wątku Cheryl i crossoveru oraz ten o wiele lepszy, w którym twórcy udowodnili, że nadal drzemią w nich pewne pokłady kreatywności. Ode mnie ocena 6/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h