Rój to produkcja w stylu horroru psychologicznego, która balansuje na granicy rozsądku i szaleństwa, smaku i żenady, śmiechu i powagi. Stworzona przez Donalda Glovera i Janine Nabers seria przyciągnie tych, którym brak „nienormalnośći” w pojawiających się na platformach streamingowych propozycjach filmowych i serialowych. Rój stara się poruszyć problem ślepego uwielbienia do gwiazdy muzyki czy w ogóle jakiejkolwiek jednostki i stawiania jej na piedestale. Dzięki temu uwypukla fatalne konsekwencje takiego zachowania i niebezpieczeństwo z tym związane. Serial przedstawia losy Andrei „Dre” Greene (Dominique Fishback), młodej kobiety będącej obsesyjną fanką piosenkarki muzyki pop – Ni’jah. Dre bez skrupułów pozbywa się wszystkich, którzy lekceważą lub nie doceniają talentu jej idolki, a w tropieniu takich jednostek pomaga jej często Twitter. Kobieta jest jedną z Roju – społeczności fanowskiej, która jest w stanie „użądlić” tych, którzy nie traktują z szacunkiem jej królowej. Rój jest na tyle aktywną, zaangażowaną społecznością, że deklaracje niektórych fanów emanują agresją czy nawet deklaracjami zabójstwa użytkowników niepochlebnie wyrażających się o Ni’jah. Mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju kultem, wręcz sakralizacją piosenkarki i celebrytki. Andreę Greene określiłabym jako psychofankę przejawiającą skłonności socjopatyczne. Po śmierci Marissy (Chloe Bailey), siostry Dre, rozpoczyna się seria morderstw w wykonaniu Dre ze znamiennym pytaniem: „Kto jest twoim ulubionym artystą?”. Sam sposób ich dokonywania wzbudza mieszane uczucia. Bohaterka wyjątkowo szybko odnajduje potencjalne ofiary, a następnie po prostu podchodzi i bez większych problemów zabija je młotkiem albo patelnią. Dziwnym trafem nikt jej nie widzi, gdy zmierza do domów ofiar za dnia, ani nikt później nie szuka odcisków palców, podczas gdy większość morderstw Dre dokonuje bez rękawiczek. Ani to przerażające, ani zabawne. Mam świadomość, że nie jest to dokument o morderczyni, ale jednak trudno przejść obojętnie obok okoliczności, które trywializują powagę zabójstw, czyniąc je w pewnym momencie nudnym wątkiem, nad wyraz przewidywalnym. Na uwagę zasługuje jednak element wyglądający na taniec zwycięstwa adrenaliny i endorfin po dokonaniu zbrodni. Dre, tańcząca do piosenki idolki, z mopem w ręku, w kałuży krwi ofiary, to odstręczająco dziwny obraz, który właśnie przez swoją okropność hipnotyzuje. Szczególnie obrzydliwy, a przez to interesujący. Sceny kompulsywnego opychania się chipsami z krwią cieknącą po palcach i twarzy trudno wymazać z pamięci.
fot. Courtesy of Prime Video
+23 więcej
Niektórzy zabrali się za oglądanie Roju wyłącznie po to, by zobaczyć jedną z najpopularniejszych piosenkarek młodego pokolenia, Billie Eilish, w aktorskim debiucie. Artystka zaprezentowała się zaskakująco dobrze, odgrywając rolę pojawiającej się dopiero w 4. odcinku Evy, przywódczyni grupy kobiet, wyznającej coś na kształt kultu kobiecości i boskości. Medytacje przy ognisku, wspólne spędzanie czasu w saunie czy na spacerach, a w szczególności niemalże psychoterapeutyczne rozmowy Dre i Evy kreują atmosferę wciągającego napięcia skupionego wokół pierwiastka spirytualizmu. Jednak dobrze zapowiadający się dalszy ciąg historii z Evą został zakończony pospolitym zabójstwem. Świeżość do monotonii działań Andrei, nieinteresującej się wyłącznie idolką, przynosi odcinek 6. zatytułowany W szczelinach prawa, który nagrany jest w kompletnie innej konwencji (programu śledczego), co wiąże się również z inną narracją i innym prowadzeniem kamery. Epizod wciąż jednak skupia się wokół głównych wątków serialu. Niespodziewany jest wątek Dre, która przyjmuję tożsamość Tony’ego, stając się tym samym wyluzowaną, wchodzącą w związek z poznaną przed klubem kobietą, osobą. Odcinek, w którym rozwija się relacja Rashidy i Tony’ego, nie wnosi żadnych nowych faktów do fabuły, nie ma żadnego zwrotu akcji, lecz kończy się typowym dla Dre/Tony’ego rozwiązaniem, jakim jest zabójstwo Rashidy – tylko dlatego, że nie podzielała fascynacji Tony’ego twórczością Ni’Jah. Budzi więc wątpliwość, czy był on konieczny, czy może miał na celu jedynie przedłużenie serii. Na uwagę zasługuje Dominique Fishback, odtwórczyni głównej roli, która świetnie oddała skrytość i szaleństwo Dre, jak również pewność siebie Tony’ego. Maniakalne zachowania, podane w sposób prowadzący nawet do irytacji widza, świadczą o odpowiednio zaprezentowanej sylwetce psychofanki z różnymi zaburzeniami na tle psychicznym i społecznym. Rój dobrze przedstawia problem chorobliwego ubóstwiania idolki i unaocznia tragiczne skutki, do których może doprowadzić taka obsesja. Nie przypisywałabym mu jednak wielkiej roli moralizatorsko-dydaktycznej, ze względu na fakt osadzenia w ramach wpasowujących się w gusta współczesnego odbiorcy. Szczególnie pierwsze trzy odcinki to hymn uwielbienia dla niskich potrzeb. Mamy tu krew, narkotyki, seks i taniec na rurze. Sądząc po krążących w Internecie opiniach, wielu ludzi jest pod wrażeniem dziwności, a wręcz obrzydliwości niektórych scen, co wpływa na pozytywny odbiór serialu jako całości. Mogę znieść sceny duszenia i zabijania hejterów, ale uważam, że jedząca chipsy Dre z siedzącym obok przypadkowym mężczyzną onanizującym się przy niej za 1000 dolarów, to już lekka przesada – nijak ma się to do historii fanki. Nie mogę również podzielić poglądu, że Rój jest wielopoziomowy i odsłania złożoność problemów bohaterki, a także łamie ramy gatunkowe czy tematyczne. Wygląda to na usiłowanie wyolbrzymienia jego istotności i hiperbolizacji rangi przedstawionych w serialu wydarzeń. Mimo że Rój mnie nie porwał, uważam, że spodoba się tym, którzy są częścią jakiejś grupy fanów, ale i tym, którzy chcą obejrzeć coś lekko odbiegającego od standardów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj