Nie rozumiem zamysłu twórców na postać Carmen. Przez większość odcinków przedstawiają nam ją w negatywnym świetle jako kobietę zadufaną w sobie, karierowiczkę, egoistkę, której nie sposób sympatyzować. Były też momenty, jak te z jej byłym mężem, że oglądamy sceny z typowej telenoweli, które do tego serialu nie pasują. Devious Maids miało naśmiewać się z tych schematów, ale w wątkach Carmen humor jest rzadko spotykany. Nagła śmiertelna choroba Odessy pasuje idealnie do opery mydlanej, a tutaj po prostu nudzi. Ten serial ma bawić, wprowadzać w pozytywny nastrój, a nie męczyć nas takimi wątkami. Co prawda istnieje szansa, że zmieni to osobowość Carmen, ale po tym, gdy już zniszczono jakąkolwiek moją sympatię do niej, nie wiem, czy tędy droga.
Nieźle jest w domu Zoilli i Valentiny, ponieważ Genevieve przyprowadza przyszłego męża. I tutaj twórcy z głową naśmiewają się ze schematów dziennych seriali, jednocześnie pokazując nam tę historię z sercem. Kobieta jest osobą wyjęta z telenoweli, ale jednocześnie ma w sobie coś więcej, co delikatnie wyrywa ją z tego kontekstu. Można się pośmiać, szczególnie w wielkim finale, gdy przyszły mąż wybiera surogatkę dla dziecka, jakie chce mieć z Genevieve.
[video-browser playlist="635593" suggest=""]
Rosie kradnie ten odcinek. Jej urok, nieporadność i tworzony humor sprawia, że pomoc w śledztwie Marisol zapewnia kawał dobrej zabawy. Wyczyny Rosie wzbudzają wiele sympatii i wywołuje dużo śmiechu, zwłaszcza że bohaterka czuje się w tym wszystkim bardzo niezręcznie, ale nadal zachowuje swój moralny kompas. To chyba jest kluczem do "fajności" tej postaci - jej szczerość i naturalność we wszystkim. Trudno oglądać jej perypetie bez uśmiechu na twarzy.
Devious Maids dostarcza dobrej zabawy i śmiechu na przyzwoitym poziomie, którego nie raz brak w serialach komediowych. Twórcy mogliby jednak przyspieszyć z rozwojem samego śledztwa i jeszcze bardziej je zagmatwać.