Tomasz Baginskii w swoim debiucie podjął się dość trudnego zadania, jakim jest fabularna ekranizacja Rycerzy Zodiaku Masami Kurumady. To historia, którą trudno przerobić na filmowy scenariusz. By przedstawić odpowiednio całą zawiłość tego świata, potrzeba czasu, którego w kinie nie ma. Polski reżyser się tym nie przejmował i postarał się, by scenariusz napisany przez Kiel Murray i Josha Campbella był dla widza zrozumiały i nieprzekombinowany. Fabuła opowiada o losach młodego Seiya (Mackenyu), który od zawsze czuł, że drzemie w nim moc. Jednak dopiero podczas jednej z walk się ona aktywuje, przykuwając uwagę niejakiego Almana Kido (Sean Bean). Mężczyzna twierdzi, że jego córka Sienna (Madison Iseman) jest reinkarnacją pewnej mitycznej bogini, a przeznaczeniem Seiya jest jej bronić jako Rycerz Zodiaku. Problem w tym, że chłopak nie ma pojęcia, jak korzystać ze swojej mocy. By ocalić dziewczynę, a przy tym świat, musi poddać się treningowi pod okiem wymagającej mentorki. Rycerze Zodiaku to typowa opowieść spod znaku „od zera do bohatera”, w której widownia obserwuje, jak niepozorny chłopak przeistacza się w pełnokrwistego wojownika. Nie ma w tym nic odkrywczego, ale Bagińskiemu udaje się przykuć naszą uwagę. Typowość tej opowieści ukrywa bowiem za ciekawą oprawą wizualną i widowiskowymi walkami. Nie będę Was czarować, że jest to dzieło idealne, pozbawione wad czy dłużyzn. Jest to jednak solidny debiut człowieka, który postanowił zaryzykować i rzucił się na blockbuster z większym budżetem. Widać, że zarówno autorzy scenariusza, jak i reżyser znają, a nawet lubią tę historię. Rozumieją specyfikę świata stworzonego przez Kurumadę. Starają się go więc widzowi w przystępny sposób wytłumaczyć. Wystrzegają się przy tym nadmiernych skrótów, przeskoków czasowych czy uproszczeń fabularnych. Tkają tę opowieść konsekwentnie. Tłumaczenie zawiłości tej historii zostawiają bohaterowi, w którego wciela się Sean Bean. Ten aktor mógłby czytać instrukcję obsługi Termomixa, a my słuchalibyśmy go z zaciekawieniem, porozumiewawczo kiwając głowami. Za dużo byśmy z tego nie zrozumieli, ale kompletnie by nam to nie przeszkadzało. I tak jest również w przypadku filmu. Produkcja bardzo dobrze broni się aktorsko. Sean Bean, Famke Janssen, Mark Dacascos czy Nick Sthal wypadają tutaj nieźle. Każdy z członków obsady dostaje od reżysera możliwość zaprezentowania się widzom. Nikt nie został sprowadzony do filmu tylko po to, by twórcy mogli umieścić popularne nazwisko na plakacie. Grane przez nich postaci mają realny wpływ na rozwój fabuły. Co poniektórzy dostali nawet solidne sceny akcji do zagrania – np. Nick Sthal czy Diego Tinoco. Zwłaszcza ten drugi nieźle radzi sobie podczas scen walki. Jednak ciężar całej historii spada na barki młodego Mackenyu, który z łatwością go unosi. Jest w stanie wtłoczyć w swojego bohatera jakieś emocje i pokazać jego złożoność, która nie jest może jakaś ogromna, ale przynajmniej wyczuwalna dla widza. Rycerze Zodiaku to przede wszystkim popis wizualny. Efekty specjalne stanowią lwią część filmu. Pod tym względem nie jest idealnie, ale widać, że włożono w nie dużo pracy i fantazji. To, co dostajemy na ekranie, w pewnym stopniu pokrywa się z klimatem tej animowanej serii. Jest wybuchowo, kolorowo i efektownie, czyli tak, jak być powinno. Choć czasami coś tam zgrzyta. Nie jest to może poziom Strażników Galaktyki 3, ale też nie jest to ta skala budżetowa. Widać, że Sony i Toei podeszli do tego projektu zachowawczo. Może nawet nie wierzyli do końca w pełen potencjał tej produkcji. Wydaje mi się, że Bagiński pokazał im, że jest tu jednak pole do popisu i możliwość dalszego rozwoju tej historii i uniwersum. Wszak jego Rycerze Zodiaku to dopiero wstęp do większej opowieści, wprowadzenie bohatera i zaprezentowanie go widzowi. Wydaje mi się, że gdy film dostanie zielone światło na drugą część – a coś czuję, że jest na to szansa – to wtedy twórcy będą mogli rozłożyć w pełni skrzydła i puścić wodze fantazji.
fot. materiały prasowe
+8 więcej
Moim zdaniem Tomasz Bagiński w swoim fabularnym debiucie wypada solidnie. Wraca raczej z tarczą, a nie na tarczy. Udowadnia wszystkim, że ma zadatki na dobrego reżysera. Wykazał się wyczuciem i pokazał, że ma wizję – podobnie zresztą jak w Legendach Polskich. Widać, że ich sukces nie był tylko wypadkiem przy pracy, a krokiem w stronę czegoś większego. Czegoś, czego kolejną zapowiedzią są właśnie Rycerze Zodiaku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj