Rzeki Londynu to całkiem przyzwoita powieść z gatunku urban fantasy. Jeśli potrzebujecie czegoś do poczytania w sprzyjający relaksowi czas wakacji, ta książka jest właśnie dla was.
Londyn to tajemnicze miasto, które pobudzało i będzie pobudzać wyobraźnię wszelkich twórców. Po tę jakże obiecującą arenę wydarzeń sięgnął Ben Aaronovitch. I trzeba przyznać, zrobił to z całkiem niezłym skutkiem. Przede wszystkim bardzo zgrabnie wytłumaczył przenikanie się świata magicznego z realnym. Mnie to połączenie przypadło ogromnie do gustu. Należy zwrócić uwagę na ujęcie problemu magii i jej nauki. Peter, główny bohater i zarazem narrator, przedstawia nam zupełnie inne spojrzenie na czary. Dzięki jego przemyśleniom patrzymy na tę dziedzinę jak na jakąś naukę ścisłą, leżącą całkiem blisko fizyki. Młody policjant uczy się magii, ale jest to inaczej niż w Harrym Potterze, mówię o tym na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał obawy co do dublowania pomysłów.
Peter Grant jest przykładem bohatera nieidealnego. Popełnia błędy, jest roztrzepany i ma w sobie coś takiego, że ciężko go nie lubić. Moim zdaniem miejscami jest nieco zbyt młodzieżowy, ale niech mu tam będzie. Współczesnym odbiorcom pewnie się spodoba – i o to przecież chodzi.
W Rzekach Londynu trup i makabra to wierni towarzysze czytelnika. Aaronowitch zadbał o odpowiednią otoczkę. Jednak pojawia się pewien zgrzyt. Akcja jest umieszczona w Londynie, który autor, urodzony w Camden, zna jak własną kieszeń i zakłada, że czytelnik również. Niestety brakuje jakichś opisów i mapy.
Tę ponurą atmosferę równoważy humor, ale porównywanie do Pratchetta to dla mnie lekki nietakt. Dowcipne uwagi Petera i jego sposób na świat są przyjemnie rozweselające i na poziomie. Przyznam, że kilka razy się nawet uśmiechnęłam. Wnoszą do książki lekkość, ale nie czynią z Rzek Londynu komedii kryminalnej. Książka ma jeszcze kilka mocnych stron – np. personifikację Tamizy. Poza tym niestety jest to opowieść bardzo nierówna.
Pod koniec wszystko się sypie, autor pędzi do finału, zostawiając czytelnika gdzieś za sobą, a bohaterowie (poza Peterem) są skonstruowani tak sobie – nie zapadają w pamięć i trudno by mi było stwierdzić, że któregoś polubiłam i z niecierpliwością wyglądałam jego obecności na stronach kolejnych części cyklu.
Podsumowując, Rzeki Londynu to kawał dobrej, wartościowej rozrywki. Jest łatwo, lekko i przyjemnie. Podczas lektury czytelnicy w każdym wieku będą się dobrze bawić, ale nie należy spodziewać się niczego więcej. Ot, bardzo przyzwoita książka na wakacje.