Już początkowa scena jest zwiastunem tego, że jeszcze daleko do momentu, w którym misterny plan Franka mógłby wejść w finalną fazę. Rozpoczynamy przecież dzień od relaksującego joggingu, zanim ruszymy na polowanie. Czas wykonać kolejne ważne ruchy na waszyngtońskiej szachownicy, strącić kilka pionków i jednego gońca!
Premierowy epizod rozpoczął się spokojnie, perfekcyjnie budując napięcie aż do punktu kulminacyjnego. Frank szykuje się do objęcia funkcji wiceprezydenta i razem z Claire knuje, w jaki sposób powinni opuścić swoje obecne stanowiska bez utraty zbyt dużej ilości władzy i wpływów. Może się wydawać, że ten motyw zdominuje cały odcinek, ale umiejętnie usypia on tylko naszą czujność przed czymś znacznie większym. Nie możemy zapominać o śmierci Petera Russo i śledztwie jakie Zoe, Janine i Lucas prowadzą w tej sprawie. Są oni coraz bliżej prawdy i powoli zaczynają deptać po piętach prawdziwemu mordercy.
Małżeństwo Underwood jest niesamowicie zdeterminowane w swojej drodze na szczyt władzy. Ich działania są skalkulowane i bezlitosne. Frank nie pozwala sobie na choćby chwilę słabości i nie opuszcza gardy nawet podczas swoich urodzin. Żadnych prezentów, żadnego tortu! Ale jeżeli uważacie, że House of Cards to teatr jednego aktora, musicie bliżej przyjrzeć się Robin Wright i jej genialnej kreacji – zimnej i wyrachowanej Claire. Jest ona w swojej roli wręcz przerażająca, gotowa na wszystko jeśli tylko przyniesie to pożądany skutek. W ostatecznym rozrachunku chęć posiadania potomstwa okazała się tylko niepotrzebną fanaberią – ambicje jej i męża są znacznie ważniejsze, a cel uświęca środki.
[video-browser playlist="619494" suggest=""]Rytualny wypad Franka na żeberka okazał się najważniejszy w kontekście najbardziej szokujących wydarzeń odcinka. Scena mająca z pozoru uspokoić akcję i pozwolić na chwilę wytchnienia dała widzom tak naprawdę najwięcej do myślenia. Historyjka Freddy’ego o jego nowym rzeźniku i porównanie dwóch sposobów uboju świń były bardzo sugestywne. Ktoś musi zginąć, ktoś bardzo ważny, ale czy Beau Willimon zdecydowałby się na tak odważny ruch już w premierze? Czy byłby on do tego zdolny? Cóż, Underwood to na pewno osobnik bez skrupułów – a sam twórca pokazał jedną rewelacyjną i pełną napięcia sekwencją na stacji metra, że nikt w tym serialu nie jest bezpieczny. Tym samym wzniósł on House of Cards na jeszcze wyższy poziom, choć wydawało się, że nie jest to już możliwe.
Jaki los czeka głównego bohatera? Jeszcze niedawno byliśmy przekonani, że wszystko stanie się jasne wraz z końcem drugiej serii. Netflix zdecydował się jednak na trzecią i wcale nie jest powiedziane, że ostatnią. Wszyscy – a w szczególności Frank – zdają sobie sprawę, że pozycja wiceprezydenta USA jest bardziej prestiżowa i reprezentacyjna niż posiadająca znamiona jakiejś realnej władzy. To po prostu kolejny etap planu, który konsekwentnie wprowadzany jest w życie niezależnie od niefortunnych efektów ubocznych. Prezydent musi mieć się na baczności. Kwestią czasu pozostaje jednak, kiedy Underwood zacznie gubić się w utkanej przez siebie intrydze. Kto okaże się sprytniejszy od niego? Być może charakteryzująca się tym samym "bezwzględnym pragmatyzmem" Jackie Sharp, a może Janine przezwycięży swój strach i zdecyduje się poszukać zemsty? O wiele więcej będziemy wiedzieć wraz z końcem serii, gdy zobaczymy, jak zostaną ułożone figury na szachownicy tej politycznej rzezi. Jeżeli premiera jest jakimś wyznacznikiem dla pozostałych odcinków – będzie krwawo: Poluj albo zostań upolowanym!