Adam Sandler w ostatnich latach postanowił pójść w kierunku bardziej dramatycznych ról i to pod banderą Netflixa. Kreacja w filmie Rzut życia to kolejna z nich. Tym razem aktor wciela się w postać Stanleya Sugermana (plus dziesięć za samo imię i nazwisko), świetnego łowcy talentów klubu NBA, Philadelphia 76ers. Ta praca nie jest szczytem jego marzeń, ponieważ pragnie zostać trenerem. Niestety, pewne zawirowania życiowe sprawiają, że jego marzenie się oddala. Przepustką do powrotu może być dla niego nowy zawodnik, Bo Cruz, którego Stanley nieoczekiwanie odkrywa w Hiszpanii. Tak rozpoczyna się wyjątkowa relacja gracza i skauta.  Sandler wiedzie prym, jeśli chodzi o obsadę aktorską produkcji. Praktycznie dzieli i rządzi na ekranie w każdej scenie, w której się pojawia. Co najlepsze, aktor bardzo sprawnie balansuje między dramatyczną stroną swojej kreacji a jej humorystycznym wydźwiękiem, wykorzystując talent komediowy. Juancho Hernangomez, zawodowy koszykarz, dla którego jest to debiut filmowy, całkiem nieźle uzupełnia swojego doświadczonego partnera na ekranie. I właśnie relacja obydwóch bohaterów jest najsilniejszym punktem filmu Netflixa. Nasz duet naprawdę dobrze przepracowuje w historii poszczególne punkty ich więzi, od trudnych początków, po rodzaj związku ojca i syna. Ich relacja potrafi zarówno rozbawić, jak i podnieść na duchu i wzruszyć.
fot. Netflix
Szkoda tylko, że drugi plan nie podtrzymuje poziomu Sandlera, ponieważ wielu aktorów to po prostu niewykorzystany potencjał. Przykład? Ben Foster, z którego twórcy chcą zrobić antagonistę, jednak ostatecznie im to nie wychodzi, ponieważ aktor nie ma jak rozwinąć swojej kreacji. To samo tyczy się Roberta Duvalla, który właściwie zalicza gościnny występ w produkcji, zamiast pełnoprawnej roli. Chociaż jego postać w pewien sposób posuwa fabułę do przodu, także można przy nim zapisać mały plus. No i na koniec gwiazda SNL Heidi Gardner, która ma ogromny talent komediowy. Niestety, twórcy nie dają jej za wiele czasu na ekranie, a gdy go już dostaje, to raczej musi wchodzić w bardziej dramatyczne rejony. Film ma bardzo sztampową fabułę. To opowieść o chłopaku z ulicy, który dzięki swojemu mentorowi dostaje się na szczyt. Jest ona opowiedziana poprawnie, a twórcy punkt po punkcie odhaczają poszczególne składowe, których potrzebuje standardowy dramat sportowy. Jednak nie to decyduje o sile produkcji Netflixa. Rzut życia jest bowiem pięknym listem miłosnym do koszykówki, który mocno chwyta za serce każdego fana basketu, przede wszystkim spod znaku NBA. Zaczynając od występów gościnnym legend najlepszej koszykarskiej ligi świata, na kulisach testów do draftu NBA kończąc - prawdziwa pasja do tego sportu aż bije z ekranu. I przez to, że twórcy czują miłość do tematu, który omawiają, widz może wczuć się w historię i płynąć razem z nią. Sam poczułem taką dziecięcą radość, jaką miałem w czasie oglądania meczów NBA ze świętej pamięci Kobem Bryantem czy Shaquillem O'Nealem w barwach Lakersów.  Rzut życia może nie jest filmem wybitnym pod względem fabuły, ale wygrywa pasją, z jaką twórcy podchodzą do tematu, oraz kreacją Adama Sandlera i relacją dwóch głównych bohaterów. Polecam. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj