Jest tak, że w obszarze komiksu superbohaterskiego, przy kolejnej odsłonie danej serii, musimy często mocno wytężyć mózgownicę, by przypomnieć sobie, co też ostatnio wydarzyło się w fabule wcześniejszego tomu. Jeśli chodzi o Sagę, od polskiej premiery dziewiątego tomu minęły ponad trzy lata, a i tak wciąż mamy przed oczami okrutny cliffhanger z końcówki komiksu. Marko nie żyje, zginął z rąk Upartego, którego nawet zaczynaliśmy już lubić, a nawet mu po cichu współczuć w pewnych momentach, ale to uczucie umarło. Nie żyje też książę Robot, czyli równie ciekawy i skomplikowany bohater. Rzeź przetrwali: Alana, oczywiście narratorka tej opowieści, czyli młoda Hazel, oraz niewidoczny na okładce syn księcia Robota, który od czasu tych tragicznych wydarzeń pogrążony jest w traumie.

W dziesiątym tomie serii minął już kawał czasu od strasznego dnia. Dzieciaki trochę podrosły, a Alana znalazła nowy sposób na życie. W jej kręgu zaufania znalazł się kolejny mężczyzna o charakterystycznym wyglądzie, którego możemy zobaczyć na okładkowej grafice. Czy przejął rolę Marka w życiu Alany? No nie, nie tędy droga. Nasza bohaterka i Bombazine są bardziej partnerami w interesach, a tak konkretnie – po prostu są przemytnikami. To, co mają wspólnego, to bolesna przeszłość i złote serca. A to i tak będzie za mało na to, co właśnie gotuje im los.

Sagi, mimo całego kosmicznego sztafażu różnych światów i różnych ras, to wciąż opowieść o rodzinie po przejściach. I choć wokół niej gromadzą się nowe czarne chmury, Brian K. Vaughan potrafił utrzymać narracyjny rytm przynależny rodzinnej opowieści przy jednoczesnym utrzymywaniu uwagi czytelnika kolejnymi politycznymi intrygami. Na horyzoncie pojawiają się zatem postacie, które wydawałoby się, że zniknęły już z fabuły  jak poprzednia dziewczyna Marko, która zamierza kontynuować swoją vendettę po informacji o śmierci bohatera. Do akcji wkroczy również ojciec Księcia Robota, który nagle zaczyna żałować wyklętego niegdyś syna. A póki Hazel jest wśród żywych, to wciąż będzie obiektem zainteresowania skrzydlatych i rogatych. Słowem: dzieje się, wciąż w tym samym stylu kosmicznej, awanturniczej space opery. I wciąż różnicę robią tutaj rysunki Fiony Staples, która czyni obraz świata przedstawionego odległym od naszych wyobrażeń co do typowej space opery. A wszystko po to, by jak najlepiej wybrzmiało w nim to, co najważniejsze – rodzinne interakcje. Te zazwyczaj są sprawdzianem – czy to z dojrzałości, czy to z empatii. Są też nauką, jak żyć z niekomfortową wiedzą. Przykładem może być Hazel po wyznaniu, które nagle wydusi z siebie syn księcia Robota, aktualnie traktowany przez dziewczynkę jako brat.

Źródło: Mucha Comics
+5 więcej

To właśnie takie niuanse i coraz bardziej zintegrowana narracja starszej Hazel z jej dziecięcym wcieleniem są w Sadze najistotniejsze. Brian K. Vaughan świetnie czuje się w tej rodzinnej sferze, bardzo udanie opisuje różnorodne, dziecięco-młodzieńcze doświadczenia, a najlepiej wychodzi mu to – co jest dość zaskakujące – kiedy do fabuły zaprzęga muzykę i różnorodne muzyczne odniesienia.

Mamy zatem pewien kosmiczny zespół na statku kosmicznych piratów, który stanie się ważnym elementem w życiu Hazel. Mamy też – znowu dzięki muzyce – bardzo celne spostrzeżenia na temat jednego z etapów rozchodzenia się dróg rodziców i ich pociech. I to są właśnie momenty, dla których warto czytać Sagę, bo te wszystkie polityczne intrygi i kolejne zwroty akcji już w tej (i w innych opowieściach) przerabialiśmy. Kolejne ofiary, kolejne kombinacje, kolejne dramaty, a w tle opowieść o dolach i niedolach wychowania dzieciaków w nieprzyjaznym świecie. Fabularnie może Brian K. Vaughan nie wymyśla tu nic nowego, ale cała przyjemność z lektury Sagi mieści się w innych aspektach tej kosmiczno-rodzinnej epopei, która trwa i ma się całkiem nieźle.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj