Refleksja scenarzystów obrazuje się już we wprowadzeniu. Na przystawkę serwują nam retrospekcję dotyczącą postaci Boba Stookeya. Sceny przedstawiają czas w życiu wojskowego lekarza pomiędzy utratą drugiej grupy a zyskaniem miejsca w obozie więziennym. Całość otulona jest niezwykle klimatyczną piosenką Lee DeWyze’a "Blackbird’s Song", która idealnie uzupełnia przedstawioną historię. Stanowi również swoistą muzyczną konstrukcję ramową odcinka. Uwaga twórców koncentruje się po raz kolejny na dwóch grupach: Darylu i Beth oraz trójkącie Maggie-Sasha-Bob. Poprawa jakości odcinka potwierdza, że epizodyczna jednowątkowość najczęściej nie zdaje egzaminu, a Dixon z Greene oficjalnie zdobywają tytuł najnudniejszej części rozsypanej układanki.

Po niezmiennie dobrej czołówce jesteśmy uraczeni kolejną interesującą sceną. Sprawnie zmontowana, wręcz oniryczna walka we mgle z zombiakami daje długo oczekiwany dreszczyk emocji. Scenarzyści nadal desperacko próbują ubarwić postapokaliptyczny świat Kirkmana wątkami melodramatycznymi. Na horyzoncie pojawia się nowy romans, a emocjonalna zażyłość Daryla i Beth nabiera rumieńców (mamy nawet romantyczną scenę przy świecach!). Pozostawiając subtelność w tyle, doprowadzają do sytuacji, w których widz jest bardziej zażenowany niż sami bohaterowie, a gdyby Hershelowi dana była możliwość spoczęcia w grobie, zapewne już by się tam przewracał.

[video-browser playlist="634505" suggest=""]

Sytuacja ocalałych staje się intrygująca w drugiej połowie odcinka, bynajmniej nie za pomocą miłosnych uniesień. Podziękowania należą się przede wszystkim obniżonej czujności nadwornego kłusownika (który ostrożność chyba zgubił gdzieś po drodze) i głodnemu pieskowi. Nareszcie survivalowe zdolności Daryla zostają poddane próbie. Czy twórcy tej sceny przypomnieli sobie, że kłusownicze talenty Dixona najciekawiej wychodzą na tle całej hordy zombie, a nie tylko przy paru człapiących w jego kierunku szwendaczach, czy może ktoś im zwrócił na to uwagę? Nie wiadomo. Bez zbędnego dociekania, czyja to zasługa, prawidłową reakcją jest wygodne ułożenie się na kanapie i czerpanie przyjemności z postawienia Daryla w prawdziwie zagrażającej jego życiu sytuacji. Zakończenie wspólnej przygody Beth z Dixonem również nie pozostawia widza obojętnym, i to nie tylko ze względu na powrót oprawców Ricka. Czyżby nowa sytuacja, w której znalazła się nastolatka, miała być wprowadzeniem do wątku Łowców? Z pewnością wielu czytelników komiksu na to liczy.

Wątek tej dwójki rozbrzmiewa naprzemiennie z położeniem Maggie. Wraz ze zniechęconą Sashą i optymistycznie nastawionym Bobem kontynuuje ona poszukiwania Glenna. Trójka bohaterów odnajduje wskazówki prowadzące do Terminusa. Są więc kolejną ekipą zmierzającą do tajemniczej krainy szczęśliwości, która coraz bardziej wprawia w zaciekawienie. Rodzi się także więcej pytań – czy rozproszeni bohaterowie stopniowo będą się odnajdywać, czy dopiero u bram Terminusa dojdzie do szczęśliwego zjednoczenia? Czy Terminus okaże się dla bohaterów bezpieczną przystanią, czy może pułapką, która pochłonie więcej ofiar? Wszak sama droga prowadząca przez torowisko jest bardzo niebezpieczna - nie tylko z powodu okazjonalnie pojawiających się zombie, ale również przez sytuacje, w jakich stawiają się sami bohaterowie. Nic jednak w przyrodzie nie ginie i nawet najgłupsze zachowania postaci umotywowane są wyższym celem. Przygoda, którą przeżyło nasze trio, poza dostarczeniem dowodu na to, że znak drogowy również stanowi dobrą broń w walce przeciwko największym antagonistom The Walking Dead, miała na celu przypomnienie, że nikt nie chce być samotny, a w pojedynkę niewiele się zdziała. Ładna, choć często już wspominana refleksja. Sytuacja retrospekcyjna Stookeya definiuje cały odcinek, w finale osiągając swoje wybrzmienie. Samotność, opuszczając jedną osobę, szybko zadomawia się w innej, równocześnie stając się przyczyną dokonywania złych wyborów.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj