Panie łaskawe to kluczowy komiks dla całej sagi o Sandmanie. Jest on niczym crossover – splątuje losy większości bohaterów, którzy pojawiali się we wcześniejszych, autonomicznych fabułach. Wiele wątków majaczących poprzednio na dalszym planie, teraz wybrzmiewa donośnie, stając się ważnym elementem gaimanowskiej układanki. To, co wcześniej zdawało się jedynie dygresją, dostaje finalnie dopełnienie. Jak się okazuje, w Sandmanie nic nie było bez znaczenia i praktycznie wszystkie dotychczasowe komiksy miały wspólne elementy. Choć tego nie widzieliśmy, ich historie dążyły właśnie do tego momentu. Do chwili, w której Panie łaskawe odwiedziły Śnienie. Głównym wątkiem fabularnym komiksu jest gigantyczny kryzys, który ogarnia uniwersum Sandmana. Sytuacja rodzi się zupełnie niespodziewanie i angażuje wiele postaci zarówno z realnego, jak i nadnaturalnego świata. Poznany przez nas wcześniej chłopiec imieniem Daniel zostaje niespodziewanie porwany. Uprowadzony jest dzieckiem Morfeusza i Lyty Trevor – córki Wonder Woman i Steve’a Trevora. Głównym podejrzanym kidnapingu staje się Sandman. Lyta kieruje się do Furii, tytułowych Pań łaskawych, w poszukiwaniu zemsty. Te, mając olbrzymią władzę nawet nad bogami, ruszają do Śnienia, żeby ukarać rzekomego zbrodniarza. Powyższy opis zupełnie nie oddaje bogactwa fabularnego Pań łaskawych. To jedynie rys naświetlający sytuację. Panie łaskawe nie są kolejną stereotypową historią o zbrodni, zemście i karze. Jest to motyw przewodni, który napędza opowieść, ale wokół niego dzieje się tak dużo, że czasami trudno się nie zgubić podróżując narracyjnymi ścieżkami wytyczonymi przez Neila Gaimana. Autor po raz kolejny potwierdza swój geniusz, łącząc wszystkie wątki w kluczowym momencie. To właśnie w tym komiksie następuje przesilenie, a Morfeusz ponosi konsekwencje wszystkiego, w czym do tej pory uczestniczył. Konsekwencje nieodwracalne, dlatego właśnie Panie łaskawe są tak ważne dla całej serii.
Egmont
W niezbyt obszernym postscriptum komiksu Neil Gaiman odsłania nieco scenopisarskiej kuchni. Przyznaje, że tworząc tę najobszerniejszą do tej pory historię o Sandmanie, nie wiedział, czy ona przybliży go, czy oddali od tego, co chciał przekazać w historii o Władcy Snów. Czy w Paniach łaskawych mamy meritum epopei o Morfeuszu, czy wręcz przeciwnie – odpływamy daleko od brzegu i trafiamy na bezkresne wody nieskrępowanej niczym wyobraźni Gaimana? Czytając komiks, rzeczywiście zadajemy pytanie, dokąd to wszystko zmierza. Po co jest w nim aż tak dużo wątków? W jakim celu wprowadzono prawie wszystkie postacie z poprzednich historii? Czy autor czasem celowo nie komplikuje narracji i supła intryg, żeby sztucznie podpompować napięcie?
Panie łaskawe to nie jest łatwa lektura i może sprawić problemy nawet wytrawnym czytelnikom prozy Gaimana. Autor rzuca do boju wszystkie armaty. Pręży intelektualne muskuły, w jeszcze bardziej wysublimowany sposób wykorzystuje dobrodziejstwa klasycznej literatury i przede wszystkim pozwala wielkiej wyobraźni przejąć kontrolę nad treścią. Dzięki temu prosta historia o żalu, zemście i odkupieniu staje się wielopoziomowa. Gaiman pięknie ją dostosowuje do podjętej w Sandmanie konwencji. Autor po raz kolejny mówi o siłach natury warunkujących ludzkie życie. Niektóre z nich są tak potężne, że mają kontrolę nad innymi. Czasem jesteśmy bezbronni wobec nich i poddajemy się destrukcyjnym wpływom. Wtedy zniszczeniom ulegają nawet sny.
Egmont
Na pewno dla wielu czytelników kontrowersyjną kwestią okaże się warstwa graficzna. Ilustratorami są między innymi Marc Hempel i Richard Case, którzy pracowali również nad Lucyferem i Doom Patrolem. Ich kreska mocno odstaje od tego, do czego przyzwyczaił nas Sandman wcześniej. Jest ona dość krzykliwa, można odnieść wrażenie, że momentami karykaturalna, a nawet niedbała. Nie ma tu fotorealistycznych grafik, klasycznych ilustracji czy wręcz malarskich wizji w stylu Dave’a McKeana. Jest za to multum kratek komiksowych zdominowanych przez dialogi. Rozmawiające ze sobą postacie tworzą dość powtarzalne zestawienia, które prezentowane w taki sposób potrafią nieco zmęczyć oko. Warstwa wizualna nie do końca pasuje do poetyckiego charakteru opowieści. Można to było zilustrować zupełnie inaczej, z dużą korzyścią dla komiksu. Neil Gaiman w posłowiu pisze, że największą zaletą komiksu jest jego obszerność. Tom jest tak opasły, że można go użyć do znokautowania włamywacza. To fakt, mamy tu do czynienia z gigantyczną historią, od jej rozmiarów może się czasami zakręcić w głowie. Niemniej to decydujący moment w całym uniwersum Sandmana, w którym wiele poznanych wcześniej postaci odgrywa istotną rolę fabularną. Nie trzeba więc nikogo zachęcać do lektury. Bez znajomości Pań łaskawych opowieść o Morfeuszu będzie po prostu niepełna.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj