Sceny z życia małżeńskiego w 2. odcinku pokazują, jak wygląda rozłączenie się ludzi, którzy od tak długiego czasu byli swoją codziennością. W dodatku pochyla się na tym, jak wygląda reakcja na niespodziewaną zdradę.
Sceny z życia małżeńskiego tym razem przybliżają nam początki rozkładu małżeńskiego głównych bohaterów. Praktycznie nie widzimy nikogo poza Mirą i Jonathanem, którzy przez cały czas dyskutują o swoim związku, powoli tracąc skrupulatnie budowaną od dłuższego czasu otoczkę spokoju. To fascynujące, jak ciekawy może być jeden długi dialog pomiędzy dwójką ludzi. Cała akcja zawarta jest w grze aktorskiej i słowach, które potrafią ciąć równie głęboko jak nóż i wywracać czyjeś życie z dnia na dzień do góry nogami. Pod koniec 2. odcinka trudno walczyć z łzami w oczach. Dlaczego robi takie piorunujące wrażenie?
Przez cały seans próbujemy razem z Jonathanem zrozumieć, dlaczego Mira chce od niego odejść. Odcinek zaczyna się naprawdę spokojnie, przedstawiając nam scenę, która wygląda jak codzienność tej dwójki. Ich interakcja wydaje się niemal automatyczna, jakby powtarzali ją wielokrotnie od lat. Dzięki temu naprawdę możemy odczuć, jak nagła i niespodziewana jest informacja o zdradzie, która zaburza ten idealnie zbudowany porządek, gdzie na pierwszy rzut oka wszystko pracowało jak w dobrze naoliwionej maszynie. Ta rewelacja jest tak szokująca, że pierwszą reakcją Jonathana wcale nie jest złość, tylko próba kontynuowania rozpoczętej sceny. Chce pozmywać naczynia, nie dochodzi do niego to, co Mira ma mu do przekazania, dość wolno zadaje kolejne pytania. Sceny z życia małżeńskiego to bardzo wierne studium ludzkiej psychiki.
Z każdą kolejną minutą zaczynamy dostrzegać, jak z pojedynczych kawałków układa się spójny obraz tego, co wydarzyło się od ostatniego odcinka. Trzeba przyznać, że Mira jako osoba, która zdradzała swojego partnera od kilku miesięcy, od razu ląduje na pozycji mniej sympatycznego bohatera. Mimo wszystko jednak aktorka tak idealnie przekazała jej rozterki i kumulowany od dłuższego czasu ból, że nie jest prostą antagonistką w tej historii. Bardzo łatwo jest przy takich tematach przedstawić sytuację czarno-biało, jednak twórcom udało się nadać dość sensowną motywację obu bohaterom. Widzimy w nich zwyczajnych ludzi, którzy mają wady i gubią się w życiu.
Jedną z najmocniejszych scen jest poruszenie kwestii aborcji, na którą zdecydowała się kobieta. Jest w niej mnóstwo emocji, ponieważ (pomimo długich obrad przed jej wykonaniem) dopiero po wielu miesiącach są w stanie szczerze przyznać, co myśleli o ciąży. Kolejną świetną sceną jest ta, w której pomimo całej kłótni bohaterowie zasypiają w jednym łóżku, a rano budzą się, trzymając się za ręce. W ich małżeństwie nie ma już żadnej namiętności, jednak wspólne lata odcisnęły na nich piętno. Podkreśla to fakt, jak bardzo wbrew zdradzie i wypaleniu się tego uczucia, wciąż są od siebie zależni i nie znają tak naprawdę innej codzienności. Podobnie ciężko walczyć z przyzwyczajeniem, gdy Mira chce podać mężowi inhalator, choć za kilka godzin zniknie z jego życia na całe miesiące.
Dzięki temu, że mamy do czynienia tylko z dwójką bohaterów w zaciszu ich domu, całość wydaje się nabierać o wiele większej intymności. Gdy Mira wspominała, jak wiele miesięcy temu doszło do zdrady, twórcy mogli cofnąć się w czasie i zdecydować na wizualne pokazanie tych zdarzeń. Podjęli dobrą decyzję, nie robiąc tego i zamykając miejsce akcji do jednego budynku, który jest odbiciem tego, co Mira i Jonathan zbudowali przez te lata. Dzięki temu czujemy się jeszcze bliżej nich i nic nie zakłóca wrażenia, że obserwujemy z boku prawdziwą parę w trakcie kłótni. Ten zabieg tworzy cały klimat i wręcz buduje w pewnym stopniu poufałość pomiędzy widzem a bohaterami serialu. Ta prywatna przestrzeń to idealne miejsce akcji na emocjonalną wymianę zdań.
Zakończenie 2. odcinka Scen z życia małżeńskiego jest naprawdę mocne. Przez cały seans bardziej sympatyzowałam z Jonathanem, który z każdą sekundą tracił panowanie nad sobą i desperacko próbował ratować swój związek. Trudno mu nie współczuć po tym, jak zaraz po dowiedzeniu się, że był zdradzany, całą energię skupił na próbie zatrzymania żony przy sobie. Pokazuje to, jak bardzo jego życie opierało się na relacji z Mirą, skoro złość w obliczu bycia samemu stała się drugoplanowym uczuciem. Przez cały czas krążyło mi po głowie pytanie, czy jego żona wzięła pod uwagę to, że zostawia córkę pod opieką kogoś, kto może teraz pogrążyć się w depresji. Może była przyzwyczajona do tego, że i tak Jonathan spędzał z małą więcej czasu niż ona, jednak nie wydaje się teraz dość stabilny na takie zadanie. Te wszystkie kłębiące się wątpliwości znalazły ujście w ostatniej scenie, w której ich córka schodzi ze schodów i patrzy na załamanego ojca. To przelało szalę goryczy i ciężko było nie pęknąć jako widz od budowanego do tej pory napięcia.