Finałowy odcinek wręcz przepełniony jest ciszą, która rozpościera się pomiędzy kolejnymi dialogami, prowadzącymi całą historię ku emocjonującemu zakończeniu. Z każdą minutą narasta napięcie, które jak później się okaże, nie do końca zostanie rozładowane.

Wraz z biegiem serialu, historia samej Rosie została odsunięta na rzecz pobocznych, ale związanych ze sprawą wątków. Śledzimy całą historię z trzech punktów widzenia – rodziny ofiary, kampanii Darrena Richmonda na prezydenta miasta oraz detektywów prowadzących śledztwo. Każdy z nich powoli, z należytą nutką niepewności, demaskuje kulisy morderstwa młodej dziewczyny.

[image-browser playlist="610111" suggest=""]

Gdy w poprzednim odcinku pokazano, kto prawdopodobnie jest mordercą Rosie, wciąż nie każdy element układanki zdawał się do siebie pasować. Nie raz kierowano podejrzenia widzów w podobny sposób - na osoby, które w aktualnym momencie plasowały się na szczycie listy podejrzanych. Tak stało się z nauczycielem Rosie, Bennetem, który przez dwa odcinki zdołał ściągnąć na siebie uwagę i nienawiść każdego z bohaterów tej historii. Tym razem trochę z tą metodą przesadzono, bo gdy owa zła energia skierowana została na Richmonda, moja podejrzliwość była już na tyle wyczulona, że nie od razu zaakceptowałem jego domniemaną winę. Mimo tego, wraz z biegiem historii, raz jeszcze uległem zmyłce, którą przygotowali dla nas twórcy serialu.

W finałowym odcinku dzieje się dużo. Odkryte zostaje dotąd jeszcze niezbadane pole, dające nam obraz scen, które rozegrały się po opuszczeniu kasyna przez Rosie i jej partnera. W kontekście ścisłego finału, nie jest to tak ważne, bo gdy w grę wchodzą fałszywe dowody, cała układanka ponownie się rozsypuje.

Pozornie śledztwo kończy się sukcesem. Pojmano domniemanego sprawcę, a większość historii została odtworzona i zinterpretowana. Zakończenie pozostaje jednak otwarte, bo ostatecznie nie potwierdzono, kto dokonał zbrodni na Rosie. Może faktycznie był to kandydat na prezydenta Seattle, Darren Richmond, a owy fałszywy dowód pozwolił po prostu na jego schwytanie. Pozostaje jednak możliwość, że czynu tego dokonał ktoś zupełnie inny, a sam radny przypadkowo wpasował się w profil tej zbrodni, stając się przy okazji jej kolejną, nieszczęsną ofiarą.

[image-browser playlist="610112" suggest=""]

Największym zaskoczeniem okazała się postawa Holdera. Od samego początku budził wątpliwości. Nikt nie był pewny jego rzeczywistych zamiarów, ale wraz z rozwojem śledztwa, zaczynało się go coraz bardziej lubić. Nawet podejrzliwa Linden zdołała mu zaufać. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się, czy od samego początku prowadził śledztwo z taką intencją, czy też może po prostu wykorzystał okazję, która pojawiła się, wraz z wyjściem na jaw kolejnych powikłań Richmonda ze sprawą Larsen.

Finał kumuluje w sobie owe trzy punkty widzenia, z których prowadzona była cała historia. Dochodzi do rzekomego rozwiązania całej sprawy przez detektywów. Sprawcą okazuje się jeden z głównych bohaterów, a zarazem osoba ze światka politycznego. Ostatnia, dynamiczna i urwana w połowie scena, to ponowne podkreślenie dramatu rodziny, z której wywodziła się ofiara.

[image-browser playlist="610113" suggest=""]

Bardzo sprytnie udało się twórcom serialu wymanewrować z podbramkowej sytuacji, jakiej zazwyczaj przysparza finał. Nikt nie lubi, gdy historia kończy się w sposób dosadny, nie pozostawiając po sobie żadnych otwartych furtek do dalszych rozważań. Z drugiej strony też nie dobrze, gdy po obejrzeniu finału, nie wiemy tak naprawdę, gdzie ukryto sens całej opowieści i jak mamy się do niej ustosunkować. Scenarzyści The Killing znaleźli złoty środek. Ich historia kończy się w dokładnie taki sposób, w jaki zakończyć się powinna. Nie jesteśmy zupełnie zbici z tropu, domyślamy się, kto zabił Rosie i czym był motywowany. Jednocześnie otrzymaliśmy szansę na własną, subiektywną interpretację scen kończących serial, dzięki czemu jeszcze na długo pozostanie on czymś więcej, niż tylko kolejną opowieścią o mrocznej zbrodni.

Pisząc ten tekst byłem przekonany, że historia Rosie Larsen kończy się tu i teraz. Patrząc na całą tą historię przez pryzmat zdarzeń, które mogą mieć miejsce w drugiej serii, finał pierwszego sezonu można ocenić zupełnie inaczej. Te przypuszczenia otwierają furtkę do dalszych rozważań, na temat faktycznej winy Richmonda, która staje się znacznie mniej prawdopodobna, gdy w grę wchodzi kolejne trzynaście odcinków. Trochę szkoda, bo wiedza ta skutecznie psuje niezły efekt, wypracowany przez dotychczasowy dorobek The Killing.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj