Miejmy nadzieję, że twórcy dobrze rozplanowali dalszy przebieg wydarzeń, bo gdyby okazało się, że fabuła Servant jest tylko bezwartościową wydmuszką (tudzież formą dla formy), moglibyśmy mówić o gigantycznym zawodzie. Jak na razie wraz z bohaterami wciąż kręcimy się w kółko, ale należy zauważyć, że przy każdym zakręcie wprowadzany jest do opowieści jakiś nowy motyw. Historia powoli, acz miarowo zyskuje na rozmiarze, co jest dobrą wiadomością dla widzów. W zeszłym odcinku dowiedzieliśmy się, że Dorothy ma problemy z poczytalnością. Teraz zobaczyliśmy drugą twarz Leanne, która nie pozostała dłużna pani Turner za brutalne tortury. Co więcej, w finałowych minutach do grona bohaterów dołącza Wuj – chyba najbardziej niepokojąca postać w serialu. Wuj pełni tym razem rolę cliffhangera wydarzeń, które być może poznamy w kolejnych odsłonach. Nie będziemy się więc na nim skupiać. Twórcy więcej czasu poświęcają Leanne i napięciu panującym pomiędzy nią a panią Turner. W bieżącym epizodzie dostajemy kilka dowodów na to, że opiekunka nie jest przestraszonym jagnięciem, a jedną z rozgrywających w toczących się wydarzeniach. Jej fortel z figurką dziecka nie do końca jednak przekonuje. Scenarzyści mogli się tu bardziej wysilić, by udziwnić wydarzenia i podgrzać atmosferę. Serialowi ewidentnie brakuje kopa generującego mocniejsze momenty. Akcja w centrum handlowym zapowiadała się dobrze, a skończyło się jedynie na oczekiwaniu na potencjalnego porywacza. Z perspektywy widza nic ciekawego się nie wydarzyło w tym kulminacyjnym punkcie odcinka.
Apple TV
Dużo lepiej wypadły natomiast sekwencje rozgrywające się na strychu, czyli miejscu stanowiącym więzienie Leanne. Twórcom wciąż należą się pochwały za warstwę wizualną serialu. Sceny z poddasza świetnie się prezentują. Wszystko tutaj jest na miejscu – od mroku spowijającego zakamarki, po kolorowe lampki choinkowe czy fikuśne sukienki wiszące na manekinie. Statyczne ujęcia doskonale pasują do tej estetyki i działają w służbie klaustrofobicznej atmosfery. Leanne zamienia swoje więzienie w pewnego rodzaju świątynię. Idealne miejsce na odprawiania niepokojących rytuałów.  Dobrze, że w finale epizodu Servant pokazuje nam nieco drapieżniejszą twarz opiekunki. Dziwaczny obrzęd wywołuje ciarki na plecach i przypomina o tym, że mamy tu do czynienia z bądź co bądź serialem grozy. Servant wydaje się produkcją, w której najważniejsze są „momenty”. Zapamiętujemy najbardziej wyraziste elementy odcinka, a reszta często się rozmywa w monotonnych dialogach i nic nie wnoszących do akcji scenach. Ząb w babeczce, wizyta w centrum handlowym, powrót Wuja i rytuał Leanne – to motywy, które zapadną nam w pamięć po obejrzeniu bieżącego odcinka. Co jeszcze jest ważne? Wciąż spięty Julian z nierozłącznym kieliszkiem wina, Dorothy próbująca na własną rękę odzyskać syna i Sean popadający w coraz większą bierność – te rzeczy znajdują się w tle, ale czujny widz z pewnością zauważy podbudowę psychologiczną toczących się wydarzeń. Sęk w tym,  że twórcy nie zawsze korzystają z właściwych narzędzi fabularnych, żeby zaakcentować to, co jest najważniejsze. Wynikiem tego gwiazdą piątego epizodu jest zabawny Tobe, a nie przykładowo pan Turner, stający się niepozornie niewolnikiem swojej żony oraz współudziałowcem w jej szaleństwie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj