Największą zmianą na lepsze w porównaniu do poprzednich sezonów zaobserwować możemy na poziomie scenariusza. Twórcy postanowili się wysilić trochę bardziej niż zazwyczaj i zagmatwać fabułę. Objawia się to miedzy innymi ciekawszymi zwrotami akcji, które potrafią zaskoczyć, skomplikowaniem sytuacji bohaterów i niepodążaniem po linii najmniejszego oporu, jak to bywało w większości przypadków. Z drugiej jednak strony pojawiło się kilka typowych zapychaczy, a mnogość wątków romantycznych może przytłaczać. Kolejnym pozytywnym elementem jest rozbudowa uniwersum. Zaprezentowane zostały nam nowe lokacje oraz postacie, które wprowadzają wiele świeżości, a ich interakcje ze znanymi bohaterami mogą się podobać. Mamy więc Azazela, Wielkiego Demona, który został wykreowany rewelacyjnie. I mimo że pojawił się tylko w dwóch odcinkach, to zaprezentował więcej charyzmy niż Valentine od początku serialu. Szkoda, że pozbyto się go tak szybko i nie zdecydowano się zrobić z niego jednego z przeciwników. Pozostaje mieć nadzieję, że powróci on jeszcze, by pokrzyżować plany bohaterów. Dalej mamy Inkwizytorkę Herondale, która przybywa do Instytutu, by wydobyć z Valentine’a informacje o lokalizacji Kielicha Anioła. Po swoim przeciętnym występie w pierwszym sezonie, tym razem prezentuje się znacznie lepiej. Okazuje się, iż jest ona tak naprawdę babcią Jace’a, jednak twórcy nie decydują się na eksploatowanie tego wątku poza kilkoma krótkimi scenami, po czym odsyłają postać z powrotem do Idrisu. Szkoda, ponieważ sama Inkwizytorka potrafiła tutaj zainteresować, a również interakcje z jej wnuczkiem można było przedstawić w ciekawy sposób, co zaowocowałoby rozwojem obojga bohaterów. Poznajemy również Królową Seelie oraz jej dwór. Mimo iż wymiar Seelie pojawiał się już wcześniej w serialu, to nie był zbytnio zgłębiany. Tym razem bohaterowie goszczą w nim częściej, dzięki czemu eksplorujemy kolejne zakątki tego miejsca. Sama Królowa wypada intrygująco, zarówno w formie dziecka, jak i nastolatki. Jako przywódczyni sprawdza się bardzo dobrze, jest nieugięta, przebiegła i nie ma najmniejszego problemu z wybraniem tej strony konfliktu, którą uważa za zwycięską, przez co jej działa są nieprzewidywalne. Oby w kolejnym sezonie zagościła na stałe, ponieważ w ciekawy sposób może namieszać w planach bohaterów. Z nowych postaci mamy jeszcze Sebastiana Verlaca, a dokładniej Jonathana Morgensterna. Początkowo twórcy nie ujawniają jego prawdziwej tożsamości, kreując go na pozytywnego bohatera. Cały czas dają jednak poszlaki, które bardzo szybko pozwalają odgadnąć, iż nie jest on po stronie Clary i spółki. Został on przedstawiony w odpowiedni sposób, ma bogate zaplecze emocjonalne, co nadaje odpowiedniej wagi jego początkowym motywacjom. W dalszej części, kiedy łączy siły z Valentinem, zostaje odrobinę spłycony i pozostaje w cieniu swego ojca, mimo że prezentuje się znacznie lepiej na ekranie. Oby w kolejnym sezonie miał większe pole do popisu. Prócz wprowadzenia szeregu nowych postaci, skupiono się również na rozwoju dotychczasowego grona bohaterów. Najciekawiej, tak jak dotychczas, wypada duet Alec-Maguns. Obserwujemy dalszy rozwój ich związku, co doprowadza również do pewnych problemów między nimi, ale jednocześnie daje większe pole do popisu dla aktorów - Matthew Daddario (Alec) oraz Harry’ego Shum Jr. (Magnus). Jako element obyczajowy serialu wątek ten wypada najlepiej z tego względu, że nadal jest rozwijany w umiejętny sposób, stanowiąc tylko dodatek do wątku głównego. W wiodących wydarzeniach para ta również się odnajduje bez problemu. Na pochwałę zasługuje również Katherine McNamara wcielająca się w Clary. Widać znaczną poprawę w jej aktorskich umiejętnościach w porównaniu do poprzednich sezonów. Radzi sobie ona dużo lepiej z ukazywaniem emocji w scenach, które tego wymagają, aczkolwiek nie w każdym momencie jest w stanie udźwignąć całość. Także scenariusz sprawia, że główna bohaterka staje się bardziej przystępna dla widza i nie irytuje już w każdej scenie, w której się pojawia. Dominic Sherwood, portretujący na ekranie Jace’a, również zaprezentował się w tej serii znacznie lepiej. Zgrabnie przedstawił wewnętrzne rozterki bohatera, zarówno te miłosne, jak i te związane z jego pochodzeniem czy konsekwencjami wydarzeń z finału pierwszej części sezonu. Dzięki temu Jace zyskał odpowiednią głębię i stał się jednym z ciekawszych bohaterów, co na pewno zaowocuje w kolejnej serii. Pozostali bohaterowie również dostają odpowiedni czas na rozwój. Izzy początkowo zmaga się następstwami uzależnienia od Yin Fen, co ponownie zostało bardzo dobrze ukazane. W dalszej części, po tym jak dochodzi do siebie, skupia się na treningu swojego brata Maxa, czy problemach miłosnych związanych z Raphaelem. Przywódca wampirów z kolei w tym sezonie nie ma zbyt wielkiej roli i poza wspomnianymi miłosnymi interakcjami z Isabelle, jego rola ogranicza się do uczestnictwa w obradach Podziemia, gdzie i tak niewiele się dzieje. Luke zmaga się z problemami wśród swojego stada, które buntuje się przeciw niemu po wydarzeniach z finału sezonu 2A. Jednocześnie problemy sprawia mu nowa partnerka z pracy, która szybko trafia na trop Świata Cieni. Ten wątek zapewne będzie kontynuowany w kolejnej serii, ale ciężko przewidzieć, czy twórcy zrobią z tego aspekt komediowy, czy raczej skierują to na poważniejsze rejony. Simon w tym sezonie również wyrasta na ważnego członka grupy. Jego nowo nabyte zdolności, a mianowicie możliwość chodzenia za dnia, przykuwają uwagę. Tym samym wampiry podległe Raphaelowi chcą do niego dołączyć, a i Królowa Seelie się nim zainteresowała, co doprowadziło do istotnych wydarzeń. Tu jednak twórcy wykazali się konsekwencją w prowadzeniu postaci nie zdecydowali się diametralnie zmienić charakteru postaci i kreować go od razu na wielkiego lidera. Wcześniej wspomniane liczne wątki romantyczne odgrywają w tym sezonie dużą rolę, co jest jednym z mankamentów. Początkowo kontynuowany jest trójkąt miłosny pomiędzy Clary, Jacem i Simonem. Szybko jednak zostaje on rozwiązany w przewidywalny sposób. Jest to rozegrane w miarę sprawnie, pomimo opierania się na schematach w każdym względzie. Z drugiej strony decyzja o połączeniu Simona i Clary była całkowicie bez sensu, zważywszy na to, iż chwilę po rozstaniu ten pierwszy ponownie zaczął spotykać się z Maią. Zagranie to nie miało też zbytnio większego wpływu na żadną z postaci i nie rozwinęło ich na tyle, żeby miało to znaczenie fabularne. Jedynym powodem może być ukazanie, jak wielkim uczuciem darzą się Clary i Jace, jednak można to było pokazać na inne sposoby, bardziej sensowne. Główny wątek sezonu poświęcony jest ponownie Valentine’owi, a mianowicie jego próbie unicestwienia wszystkich istot Podziemia. Całość prowadzona jest znacznie lepiej niż w sezonie 2A i obfituje w ciekawsze zagrania, które nie zawsze opierają się na kliszach. To nie zmienia faktu, że historia nadal jest dość prosta i łatwa do przewidzenia, lecz mimo tego dostarcza więcej rozrywki, bo jest bardziej dopracowana. Bohaterowie postępują bardziej racjonalnie, a i nie zawsze wszystko idzie po ich myśli. Kulminacyjne starcie z antagonistą jest dużo bardziej przemyślane niż to poprzednie i może się podobać. Sezon kończy się kilkoma cliffhangerami, które intrygują i zachęcają do powrotu przy trzecim sezonie. Serial poprawił się również pod względem technicznym. Największej poprawy doczekały się choreografie walk, które w końcu są przyjemne dla oka i nie ociekają kiczem. Są bardziej przemyślane i prezentują się na ekranie przyzwoicie, choć nadal daleko im do perfekcji. Także efekty specjalne prezentowały się znacznie lepiej, mimo, że wcale nie było ich mniej niż w poprzednich seriach. Zwiększony budżet jest widoczny gołym okiem, a twórcy rozważnie z niego korzystają. Aspekt audialny produkcji również  się polepszył, dzięki czemu muzyka jest bardziej dopasowana do tego, co dzieje się na ekranie, dając więcej przyjemności z seansu.
Twórcy serialu konsekwentnie analizują błędy popełnione podczas poprzednich sezonów, aby skutecznie je eliminować. Dzięki temu seria 2B jest jeszcze bardziej dopracowana, dostarczając rozrywki na odpowiednim poziomie. Nie odczuwamy znudzenia podczas seansu, ani nie mamy wrażenia, że ktoś kpi z naszej inteligencji, serwując nam głupoty. To wszystko zostało zastąpione w miarę wartką akcją, rozwojem bohaterów i eksploatowaniem bogatego świata, jaki Cassandra Clare stworzyła w swoich książkach. Nie udało się uniknąć błędów, czego konsekwencją jest spora liczba wątków romantycznych, które są niczym innym, jak zapychaczami, aczkolwiek prezentują i tak znośny poziom. Poprawa jest zauważalna na każdej płaszczyźnie, więc warto wrócić do Shadowhunters i przebrnąć przez pierwszy sezon, jeżeli ktoś porzucił serial właśnie w tamtym momencie, zwłaszcza że trzecia seria zapowiada się jeszcze lepiej, a z sezonu na sezon mamy tendencję wzrostową.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj