Skażenie wyróżnia się z pewnością okładką, chyba najlepszą z dotychczasowych w całym cyklu. Niespodzianką jest to, że automatycznie myślimy, że pokazuje Sherlocka Holmesa, a to błąd, ponieważ jest na niej inna, choć nieco podobna do głównego bohatera postać. Imponujący pancerz i solidne działo w rękach groźnie wyglądającego mężczyzny z pewnością robi duże wrażenie, nie mniejsze niż kłębiące się w tle zombie w stylizowanym na stare zdjęcia obrazku. Grafika zapowiada nie lada emocje, ale takich właśnie mogliśmy spodziewać się po zakończeniu poprzedniej części, w której żywe trupy opanowały londyńskie ulice, a sam detektyw pozostawał w nieciekawej sytuacji. Ten niepowstrzymany pochód zombie kontynuują od pierwszych stron Skażenia, w czym pomagają im członkowie złowieszczej Rady stojącej za rozprzestrzenieniem się zarazy. Przez cały komiks będziemy obserwować najpierw przygotowania do odparcia zagrożenia, a potem samą akcję, w której główną rolę odegrają Sherlock Holmes i Mr. Hyde, wspierani przez dwóch żołnierzy, z których jednego widzimy właśnie na okładce. Pierwsza połowa tomu jest za bardzo przegadana, bo taki, a nie inny styl ma Sylvain Cordurie, scenarzysta tej serii.  Jednak w momencie konfrontacji z Radą dzieje się już znacznie więcej, na czele z jednym kapitalnym pomysłem, który wreszcie uzasadnia nam obecność doktora Jekylla/Mr. Hyde’a w serii poświęconej Sherlockowi Holmesowi. A samemu głównemu bohaterowi dokłada kolejną cegiełkę do wizerunku genialnego ekscentryka niecofającego się przed niczym, by postawić na swoim.
Źródło: Świat Komiksu
Dzięki tym narracyjnym zabiegom i klimatycznej kolorystycznie grafice w drugiej części tomu, twórcom udaje się wreszcie to, na co w przypadku przygód Sherlocka Holmesa ze scenariuszami Cordurie czekaliśmy od dłuższego czasu. Pomysł, by angielskiego detektywa konfrontować z nadprzyrodzonymi zjawiskami nie był może zbytnio oryginalny, ale zawierał jednocześnie nieograniczony wydawałoby się potencjał. Scenarzysta z dużym zapałem go wykorzystywał, pakując Sherlocka w przeróżne przygody, którym jednak brakowało polotu, a czasami także i wewnętrznej logiki. Opłaciło się - zarówno dla czytelników i twórców - cierpliwe kibicowanie oraz kurczowe trzymanie się tego projektu, bo w końcu tryby tej twórczej maszyny zaskoczyły i w najbardziej rozbudowanej z dotychczasowych opowieści daje się wyczuć, że ów projekt dokądś rzeczywiście zmierza, a nie jest zwykłym odcinaniem kuponów opartych na popularności głównego bohatera.
Od początku zagadką był sam tytuł serii, bo przecież poprzednie projekty Cordurie jawnie odnosiły się do konkretnych, najczęściej fantastycznych motywów. Co natomiast miało oznaczać Sherlock Holmes Society? Na odpowiedź trzeba poczekać do ostatniej planszy albumu, na której główny bohater sygnalizuje nam, w jakim intrygującym kierunku mogą zmierzać jego przygody. Kierunek tym razem nieoczywisty, jednocześnie ciekawy i prowadzący postać detektywa na nieprzewidywalne tory. Kolejna odsłona przypadków Sherlocka Holmesa (i w mniejszym stopniu doktora Watsona, który został tu przesunięty na daleki plan) będzie wreszcie tą, na którą będziemy czekać z zainteresowaniem, czego nie można było powiedzieć o poprzednich komiksowych cyklach ze scenariuszami Sylvaina Cordurie. Oby ta nowa opowieść w ramach Sherlock Holmes Society warta była naszych oczekiwań.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj