Dwa najnowsze odcinki serialu Shooter stanowią jasną przesłankę dla widzów. Ci, którzy oczekują od telewizji ambitniejszej rozrywki, nie mają czego szukać w nowej propozycji USA Network. Ci bez wielkich oczekiwań, liczący jedynie na nieskrępowaną akcję, bez zbędnego filozofowania, także będą zawiedzeni. Strzelec nie ma w sobie za grosz oryginalności, a wątki w nim zawarte widzieliśmy już w dziesiątkach innych seriali.
Obydwa omawiane odcinki mają pewien motyw przewodni. W pierwszym z nich jest to więzienie, w drugim zabawa w kotka i myszkę naszego snajpera z FBI i Secret Service. W obu przypadkach akcja toczy się tak szybko, że widz zupełnie nie ma czasu na analizę wydarzeń na ekranie. Bob Lee Swagger zostaje zatrzymany na początku drugiego odcinka, pod zarzutem zabójstwa prezydenta Ukrainy. Pod koniec epizodu znajduje już na wolności, a sposób w jaki się wydostaje z pilnie strzeżonego zakładu zamkniętego jest tak kuriozalny, że może wywołać tylko uśmiech zażenowania. Rozumiem, że
Shooter to nie serial pokroju
Nocnej Zmiany, gdzie realia więzienne są tak rzeczywiste, że aż boli, ale od produkcji USA Network oczekiwałbym jednak trochę większego szacunku dla widza, przy rozpisywaniu kolejnych wątków.
W trzecim odcinku trwa pościg za snajperem, który jakby nigdy nic, porusza się po okolicy, spotyka z żoną i nawiedza w domu sympatyzującą z nim agentkę FBI. Aby dać widzom do zrozumienia, jak mocno poszukiwanym przestępcą jest Bob Lee Swagger, twórcy dwukrotnie prezentują ten sam motyw, w którym główny bohater zostaje rozpoznany przez sprzedawcę w sklepie. Za pierwszym razem sytuacja prawie kończy się strzelaniną, za drugim razem „uprzejmym donosem”. W obydwu przypadkach, nasz protagonista nie wykazuje się wyjątkowymi umiejętnościami przetrwania, jakie podobno posiada. Popełnia te same błędy, co chwilę wychodząc z ukrycia, wprost w objęcia ścigających go agentów.
Powyższe motywy stanowią esencję serialu
Shooter. Wszystko wskazuje na to, że będą przewijać się przez kolejne odcinki, kreując główną oś fabularną. Pogoń, ucieczka, ukrywanie się, walka o przetrwanie, zabawa w „kotka i myszkę”. Wszystko to już widzieliśmy w innych, lepszych lub gorszych produkcjach telewizyjnych. Twórcy przy rozpisywaniu konkretnych scen idą maksymalnie na łatwiznę, korzystając z utartych schematów, wtórnych rozwiązań i mało oryginalnych pomysłów.
Shooter zupełnie nie zaskakuje i nie emocjonuje. Sceny akcji są chaotyczne, składają się głównie z biegania i krótkich strzelanin. Zdecydowanie wieje nudą. A propos strzelanin, zaskoczony jestem, że w obydwu omawianych odcinkach, prawie całkowicie zrezygnowano z motywu broni. Zabrakło trochę tej technicznej tematyki, związanej z zawodem snajpera, kiedy to mogliśmy zapoznać się z wieloma niuansami i tajnikami przy strzelaniu z wielkich odległości. Pilot jasno sugerował, że będzie to siłą serialu. Tym czasem Bob Lee Swagger korzysta z karabinu snajperskiego parokrotnie, a sceny strzeleckie są całkowicie pozbawione finezji, która zwracała uwagę w pilocie. Wygląda na to, że broń snajperska staje się tylko narzędziem, a nie tematyką serialu. Szkoda, bo mógł to być motyw przewodni całej opowieści.
W drugim epizodzie, twórcy próbują zawiązać pewną ogólnoświatową intrygę, w którą wmieszani są agenci CIA, biznesmeni i rosyjscy dyplomaci. Wszystkim z nich zależy, aby Bob Lee Swagger wziął na siebie winę za zabójstwo prezydenta Ukrainy, a następnie zginął w więzieniu. Spisek ma charakter mocno odtwórczy. Po raz kolejny zostaje wygenerowana sytuacja, kiedy to źli mocodawcy, mający niecne plany, próbują zrealizować swoje makiaweliczne pomysły, wrabiając w nie dobrodusznego protagonistę. Nie ma w tym nic oryginalnego, jednak w porównaniu do miałkich scen akcji i kuriozalnych losów głównego bohatera, machinacje tych złych, są miłym oddechem i potrafią nawet trochę zaintrygować. Na plus na pewno działa rzeczywista sytuacja geopolityczna, będąca podłożem intrygi, kiedy to Rosjanie ingerują w wewnętrzne sprawy Ukrainy.
Warto też wspomnieć, że do obsady dołączył Tom Sizemore, aktor znany między innymi z
Szeregowca Ryana czy
Urodzonych Morderców. Wciela się on w ewidentnie negatywną postać i jak na razie robi dobre wrażenie. Zdecydowanie dużo lepsze od naszego nieszczęsnego protagonisty, który nadal stanowi najsłabsze ogniwo serialu. Ryan Philippe, mimo szczerych chęci nie jest w stanie stworzyć ciekawej aktorskiej kreacji. Zupełnie nie wychodzą mu emocje, którymi bohater jest miotany. Gniew, smutek, uczucie zagrożenia, niepokój – aktor ma na to wszystko kilka grymasów twarzy, które raczej bawią niż budzą zainteresowanie. Nic się jednak z tym nie da zrobić, bo jest on zarówno producentem, jak i największą gwiazdą serialu, także będziemy musieli się po prostu do niego przyzwyczaić. Nadal razi również sama postać głównego bohatera. Jest ona stereotypowa do bólu. Bez charakteru, przezroczysta i jednowymiarowa. Stanowi ona zdecydowanie przedmiot fabuły, a nie jej podmiot.
Trudno mi z czystym sercem polecić komukolwiek serial
Shooter. Być może znajdą się tacy, którzy mimo ewidentnych wad będą śledzić fabułę i dalsze losy Boba Lee Swaggera. Być może w kolejnych odcinkach główna intryga okaże się wciągająca i oryginalna, być może serial wróci do atrakcyjnej oprawy audiowizualnej, zaprezentowanej w pilocie. Takie „gdybanie” jednak nie ma sensu. Trzeba skupić się na faktach - dwa omawiane odcinki skutecznie zniechęcają do dalszego oglądania, bo jaki jest sens w śledzeniu tak przewidywalnych historii. Dużo lepiej skupić się na czymś co potrafi zaskoczyć i dać do myślenia. Strzelec zdecydowanie taką produkcją nie jest, a szkoda, bo w odpowiednich rękach mógłby zostać poprowadzony bardziej kreatywnie. Ma potencjał, jednak przy ewentualnych zmianach, trzeba byłoby zrezygnować z głównego bohatera i aktora w niego się wcielającego. W takim razie może lepiej nakręcić zupełnie inny serial?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h