Po trzecim odcinku postanowiłem skończyć z porównywaniem {{Siły wyższej}} do Rancza. Pomimo wspólnych twórców jasne stało się, że najnowsze dzieło tria Adamczyk-Niemczuk-Brutter nie doścignie perypetii Lucy i spółki, i będzie tylko bardzo lekką rozrywką, bez większego przesłania. "Bunt w klasztorze" mógł wpłynąć na zmianę takowego stanowiska.
Wszystko za sprawą pierwszych kursantów u franciszkanów. I to nie byle jakich - bo samych posłów na Sejm RP. Każdy reprezentuje inną opcję polityczną, którą można bez problemu utożsamić z aktualnymi siłami w naszym parlamencie. Dlatego mamy wąsatego przedstawiciela ludowców (dla którego pomoc bratu jest rozumiana bardzo dosłownie), neoliberała, socjalistę (ale ochrzczonego!) oraz prawicowca (który, nie wiedzieć czemu, chodzi wszędzie z pistoletem).
Ten wątek okazał się najmocniejszy w odcinku, jednocześnie pokazując, że twórcy nadal w najlepszym stylu potrafią rozkładać nasze życie codzienne na czynniki pierwsze i obnażać jego największe słabości. Politycy, jak to politycy, kłamią, kłócą się, oskarżają jeden drugiego, a nawet… wspólnie bawią się przy wódce, niezależnie od opcji. Wypisz, wymaluj - Polska 2012. Tu trzeba pochwalić aktorów z Teatru Montownia (Adam Krawczuk, Rafał Rutkowski, Maciej Wierzbicki i Marcin Perchuć), którzy wcielają się w owych polityków - każdy z nich jest przekonujący, każdy z nich tworzy postać charakterystyczną. Oby tak dalej!
[image-browser playlist="598658" suggest=""]©2012 TVP2 / fot. K. Wellman
Tymczasem zakonnicy próbują nauczyć się obchodzić z politykami. Celuje w tym brat Wojciech (Sławomir Pacek). Jednak i on potrzebuje pomocy Doroty (niestety, Anna Dereszowska nadal nie zachwyca w tej opowieści, a nawet drażni), która zaś, w międzyczasie, knuje przeciwko Tomaszowi…
Na drugim biegunie, czyli u buddystów, dochodzi do serii dziwnych kradzieży. Tomasz sprowadza miejscowego policjanta (kolejna nietrafiona postać w serialu), który ma ustalić "kto i dlaczego". Początkowo podejrzenia padają na córkę Tomasza, Agatę, by potem, po serii przesłuchań "obnażających" praktyki w ośrodku (i to włącznie z tymi… seksualnymi), wskazać, że to ktoś inny. Ten wątek blednie przy przygodach mnichów i polityków, jest przewidywalny i kończy się mało efektownym happy endem. Jedynie postać mistrza Tashi Ga nieco go ubarwia. Swoją drogą mistrz to jedna z najbardziej komediowych postaci w całym serialu, ale przy tym pełna wewnętrznej mądrości oraz pewnego "ciepła" (podobnie jak niektórzy bohaterowie Rancza).
Podobnie sprawa wygląda z ojcem Janem (Piotr Fronczewski). W tym odcinku naprawdę pokazał, na co go stać - zarówno w sprawie dialogu ekumenicznego (świetna rozmowa dwóch starych mnichów bez słów i wymowne podanie ręki), jak i jasnej obrony wiary (bardzo, ale to bardzo surowe potraktowanie zabawiających się parlamentarzystów).
Dzięki politykom czwarty odcinek Siły wyższej był najlepszym jak do tej pory. Oprócz humoru i całkiem dobrych żartów (kapitalne stwierdzenie ludowca o tym, kim jest teściowa), dostaliśmy też analizę mentalności oraz przywar rządzących. Jeśli taki poziom zostanie utrzymany, to być może ten wątek zdoła udźwignąć cały serial, tak, by po finale można było powiedzieć, że warto było Siłę wyższą oglądać.
Ocena: 7+/10