Tym razem głównym bohaterem filmu jest znany z pierwszej części sympatyczny So&So - zastępca szeryfa. Po tragicznej śmierci swojego przyjaciela kontynuuje śledztwo dotyczące makabrycznych, rytualnych morderstw. Ostatecznie dochodzenie doprowadza go do tajemniczego domku na odludziu zamieszkałego przez samotną matkę i jej dwóch synów, którzy ukrywają się przed agresywnym ojcem. Nieświadomi niebezpieczeństwa, jakie skrywa ich dom, już wkrótce będą musieli stawić czoła niewyobrażalnej sile zła... Pierwsza część historii była z pewnością dużo bardziej kameralna. Horror rodziny, rozgrywał się w zamkniętej przestrzeni, co dodatkowo budziło uczucie osaczenia i lęku przed niewiadomym. Strychy i ciemne korytarze działały na wyobraźnię. "Sinister 2" wychodzi dalej, oferuje więcej, mocniej i szybciej. Bywa, że ta intensyfikacja wrażeń nie służy historii, która czasami cierpi z powodu luk i niedopowiedzeń (fabularnie to "jedynka" była bardziej dopracowana), niemniej jednak, na szczęście, głównie dodatkowo budzi napięcie, szczególnie dzięki świetnie wybranej lokalizacji, która jawnie nawiązuje do kultowej serii horrorów „Dzieci kukurydzy”. Tym ciekawiej więc wypada wątek z uprowadzonymi dziećmi, które próbują przeciągnąć na swoją stronę synów głównej bohaterki. Ich lider to wręcz kopia postaci Isaaca, który w pierwszej części słynnego horroru z lat osiemdziesiątych przewodził morderczym dzieciom. Rozbudowanie wątku morderczych małolatów z pewnością bardzo dobrze wpłynęło na rozwój całej historii. [video-browser playlist="724467" suggest=""] Siłą napędową "jedynki" były tajemnicze zapisy brutalnych morderstw, które przypadkowo odkrył główny bohater, stopniowo pogrążając się w szaleństwie pod ich wpływem. Stylizowane na brutalne filmy snuff, miały chropowatą estetykę, dodatkowo uzupełnianą przez klimatyczną muzykę, wskutek czego szczególnie sugestywnie działały na wyobraźnię. Coś, co sprawdziło się za pierwszym razem, musiało zostać powtórzone. Z podobnym skutkiem? Niestety nie do końca. To, co stopniowo odkrywane było w poprzedniej części, tym razem było czymś oczywistym i na porządku dziennym. Makabryczne nagrania same w sobie może nie miały aż takiej siły rażenia, niemniej jednak skonfrontowane z zachowaniem dzieci, które wprost napawały się swoim postępowaniem, budziły grozę. A jak wiemy, nieobliczalne dzieci w horrorze to zawsze strzał w dziesiątkę. Zaskakująco dobrze wypada w drugiej części cały skład aktorski. Na prowadzenie bez wątpienia wysuwają się dzieci, które znakomicie poradziły sobie z nastrojem grozy. To one grają tu pierwsze skrzypce - potrafią zagrać zarówno lęk, jak i same przerażać. Na swoich barkach ciężar głównej roli udźwignął również James Ransone, który może nie ma umiejętności Ethana Hawke'a, ale mimo wszystko jako nieco fajtłapowaty były gliniarz odnalazł się w tej historii. „Sinister 2” to dzięki temu przede wszystkim bardzo dobre rzemiosło - film świetnie zagrany, dobrze nakręcony (przede wszystkim zdjęcia budują przerażający, nieco dziwny klimat) oraz posiadający kawał mocnej ścieżki dźwiękowej. Duetowi tomandandy może nieco brakuje do wielkiego mistrza muzyki grozy, Christophera Younga (który ma na swoim koncie nie tylko pierwszego "Sinistera", ale chociażby "Wysłannika piekieł"), niemniej jednak godnie w drugiej części go zastępują. Ich znakomita praca bardzo dobrze sprawdza się szczególnie jako tło morderczych nagrań, z których to wydobywa największą grozę. Tam, gdzie kuleje scenariusz, sprawdzają się oni. Zobacz również: Najgorsze kontynuacje horrorów Niewątpliwie największym błędem twórców filmu "Sinister 2" było pozbawienie go pewnej dozy tajemnicy. Nie tylko same nagrania stały się już czymś oczywistym i oczekiwanym (największy błąd horroru – gdy wiemy, czego możemy się spodziewać), ale i demon odpowiadający pośrednio za makabryczne wydarzenia był tym razem zbyt realny. Dużo lepiej wypadał jako tajemnicza zjawa z pogranicza rzeczywistości i traumatycznych majaków, kiedy nie wiedzieliśmy, czym tak naprawdę jest, niż jako namacalna postać i rzeczywisty bohater wydarzeń. Kolejny raz przekonaliśmy się, że mniej czasami znaczy więcej. Twórcy, chcąc zaskoczyć nas czymś nowym, momentami robili sobie niedźwiedzią przysługę chcieli za bardzo i za dużo. Najważniejsze pozostaje jednak to, że mimo pewnych niedoskonałości udanie rozwinęli znaną historię. Rozwinięcie pewnych wątków i rozpoczęcie nowych sugeruje, że być może jeszcze nie pożegnaliśmy się z tym przerażającym światem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj