W nowym odcinku Six niemal wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło. I nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie nieudanej akcji naszych ulubionych operatorów w Bośni. Paradoksalnie akurat ta operacja, choć zakończona niepowodzeniem, jest najjaśniejszym chyba punktem odcinka. Sceny akcji zawsze były w tej produkcji dobre i nie inaczej jest tutaj, szkoda tylko, że epizod leży właściwie w każdym innym pozostałym aspekcie. Może jeszcze za wyjątkiem dalszej ekspozycji Peanuta i Giny. Te postaci rzeczywiście wnoszą ze sobą coś świeżego i nowego do tej produkcji. Choć czasem mam wątpliwości, jakim cudem nowy nabytek Szóstki w ogóle trafił do oddziału. Patrząc na jego postawę i, delikatnie mówiąc, lekką niestabilność, muszę przyznać, że w swojej roli wypada autentycznie, czego dowodem jest choćby scena w bazie i sprzeczka z Fishbaitem. Co do Giny, o ile kupuję jej motywację i determinację, to jednak miejscami za dużo tu skrótów, zwłaszcza w kwestii tego, jak doszła do ugody z Michaelem. Dużo słabiej wypada wątek Marissy, a także próby pokazania przez twórców pokojowej strony Islamu. Owszem, zgodzę się z tym, że nie wszyscy muzułmanie to terroryści i mordercy i nie dziwię się twórcom, że chcieli poruszyć ten wątek, biorąc pod uwagę nastroje i polityczną poprawność, jednak szło zrobić to dużo lepiej niż dwoma zdaniami, które zdają się być wyrwane z kontekstu. Do tego ma się wrażenie, że aktorka grająca Marissę jest jeszcze bardziej wyprana niż jej postać. I to nie mam tu na myśli wczucia się w rolę, tylko kompletny brak osobowości. Największym zawodem tego odcinka jest Książę. Co prawda od ostatnich minut pierwszego epizodu Gina wysuwa teorię co do jego prawdziwej tożsamości, jednak nie jest ona niczym podparta. W tym odcinku dostajemy potwierdzenie przypuszczeń agentki. Po pierwsze dzieje się to dużo, dużo za szybko, po drugie zaś wciąż nie ma kompletnie żadnego wyjaśnienia, jak Shoshoni został tym, kim został. Kompletnie bez sensu. Na koniec pozostaje jeszcze wątek Beara i Cauldera. Tu jest niby w porządku, ale też brak mi jakiegokolwiek przekonującego aktorstwa, co dziwne, bo akurat ta dwójka, plus Budda, zwykle miała do pokazania coś ciekawego. A tutaj mamy kompletnie niepotrzebną i nic nie wnoszącą narracyjnie pijaną noc dwóch kumpli, która nie ma raczej szans wywrzeć jakiegokolwiek impaktu na historię. Podsumowując, jest to jak do tej poru najsłabszy odcinek tego sezonu. Mam nadzieję, że podobnie jak w przypadku poprzedniej serii, jest to jedynie chwilowy problem, bowiem przewodnia historia ma potencjał i szkoda patrzeć, jak się on marnuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj