Skandal ("Scandal")  w 5. odcinku kontynuuje wątek oskarżonej o morderstwo dawnej znajomej Olivii (Kerry Washington). Rozwija się to nieźle, z kilkoma naprawdę wyjątkowymi momentami. Weźmy za przykład początkową scenę, która jest pewnym powiewem świeżości - prawdopodobnie pierwszy raz widzimy Olivię Pope na pierwszej linii frontu z żołnierzami. To coś nowego i mam nadzieję, że będzie to jeszcze rozwijane w tym serialu, bo wprowadza miłe urozmaicenie, zwłaszcza gdy dostajemy tak mocną scenę, jak ta początkowa, w której Olivia i Quinn obserwują zabójcze zdarzenie i nic nie mogą zrobić. Do tej pory ten wątek wydawał się zwyczajną sprawą kryminalną, jakich wiele w Skandalu, ale nowe informacje, które pojawiają się w 6. epizodzie, wprowadzają to, czego po tym serialu można oczekiwać - intrygującą niespodziankę. Trudno na razie powiedzieć, w którą stronę to się rozwinie, ale jest dobrze.

Kapitalny jest motyw domniemanego zamachowca poprzedniego prezydenta Stanów Zjednoczonych, który prosi Olivię o pomoc. Właśnie takie wątki sprawiają, że Skandal to serial dobry, bo dostajemy naprawdę przemyślane i dopracowane historie. Jako widz już przyzwyczajony do schematu tego serialu nie spodziewałem się tego, co zaserwowano. To piękne i efektywne urozmaicenie, które jest tutaj potrzebne - Olivia Pope się myli, Olivia Pope przegrywa. W końcu Skandal zmienia się i staje się ciekawszy. I nie ma tu znaczenia, że motyw tej osoby jest swego rodzaju kliszą.

[video-browser playlist="632961" suggest=""]

Dobry jest wątek relacji Pierwszych Dam, która pozwala dojrzeć Mellie (Bellamy Young). Wspólne sceny żon prezydentów stoją na niezłym poziomie - są zabawne, pokazują bohaterki z innej perspektywy i fajnie działają na Mellie. Widać od razu, że to będzie mieć gigantyczny wpływ na dalsze losy tej postaci, która zacznie podejmować inne decyzje, mogące zapewnić jej coś więcej niż tylko bycie żoną prezydenta.

W centrum stoi wątek Jake'a (Scott Foley), który jest przesłuchiwany i praktycznie każdy widzi w nim winowajcę. Prawdopodobnie nie miałbym żadnych obiekcji, bo pod względem emocjonalnym i politycznym wydaje się to ciekawe, z odpowiednimi zwrotami akcji (bicie Jake'a) i z poprawnymi elementami rozwijającymi. Niestety wprowadzono tutaj coś, co sprawia, że to wszystko staje się absurdalną parodią dobrego serialu. Widzi to postać Jake'a i na pewno widzimy to my, widzowie, że Fitza (Tony Goldwyn) nie interesuje to, czy Jake jest winny, czy nie, bo on tu stoi w roli zazdrosnego faceta w trójkącie miłosnym, a nie opłakującego ojca. W obu odcinkach jest wiele przesłanek tę tezę potwierdzających - i to właśnie jest element bardzo psujący wrażenie. Wisienką na niesmacznym torcie jest tragiczna scena rozmowy Olivii i Fitza, w której ona mówi mu "jest nadzieja". Kiedy już cieszyłem się, że nie ma żadnej szansy dla nich i w końcu ten naciągany, nudny, bzdurny romans się zakończy, twórcy atakują nas czymś takim. Jeśli Fitz i Olivia do siebie wrócą, ja pożegnam się ze Skandalem, bo to będzie już skrajna przesada.

Czytaj również: Nie będzie 2. sezonu "The Divide"

Pomimo tych dość rażąco złych pomysłów na wątek Skandal w obu odcinkach ogląda się bardzo dobrze. Historia wciąga, wywołuje emocje i bawi tak, jak serial to robił w pierwszych sezonach. Oby twórcy nie popsuli tego wskrzeszaniem największej wady Skandalu - romansu Fitza i Olivii.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj