Cały 8. odcinek poświęcony zostaje temu, co stało się w poprzednim. Wszystko wskazuje na to, że Robin nie żyje, więc obserwujemy emocjonalny wpływ na bohaterów. Świetnie to wygląda w kontekście Hucka i jego teorii spiskowych czy samej Olivii, która po raz pierwszy w tym sezonie pokazuje ludzkie oblicze. Śmierć Robin ma na nią większy wpływ, niż miało cokolwiek w historii tego serialu. Czuć, że jakieś resztki człowieczeństwa w niej pozostały. Wie, że jest temu winna i to jej nie daje spokoju. Potwór, jakim się stała, nadal jest obecny, ale ten odcinek pokazuje jej słabą stronę. Nadal ma serce, które w kontekście tego, co się rozgrywa i jak staje się bezwzględna, może zaowocować wyjątkowym końcem tej postaci. Szkoda tym bardziej, że ten emocjonalne wydarzenia zostały popsute przez ostateczne decyzje z odcinka 9. Do czasu 9. odcinka byliśmy przekonani, że Quinn nie żyje. Tutaj wydarzenia są w pełni z perspektywy Robin oraz Rowana. Może zobaczyć, co dokładnie się stało, jak Rowan ją porwał, jaki był każdy jego kolejny krok i do czego to doprowadziło. Ludzkie oblicze Rowana to miła odmiana w momencie, gdy Olivia staje się tak bardzo nieludzka. Niby przeżycie Robin ma sens, a udział Rowana w tym może się podobać, ale zarazem sprawia to wrażenie braku odwagi twórców serialu. Śmierć postaci, od której się cały Scandal rozpoczął, to był piękny symbol potrzebny ostatnim odcinkom. A tak? Mamy intrygę solidnie nakreśloną i decyzje Quinn o tym, by pójść na rękę Rowanowi. Pozostaje jednak niesmak i uczucie oszukania, bo śmierć Robin miała więcej sensu, niż te szarady. To miało większy emocjonalny ładunek i określony cel, jakim jest śmierć Olivii. A tak? Pozostaje nadzieja na uratowanie duszy panny Pope. Nie jestem przekonany, czy to dobra decyzja. Nie do końca mnie przekonują sceny samotnej Quinn, która wyobraża sobie swoich przyjaciół mówiących do niej. To jest motyw iście przekombinowany i wciśnięty na siłę, bo przecież nie będziemy obserwować bohaterki mówiącej sama do siebie. Najgorsze, że to wszystko jest też kompletnie nieusprawiedliwione fabularnie. Nie ma sensu to, że ona sobie coś wyobraża. Nie ma też potrzebny, bo ten pomysł został wykorzystany w sposób formalnościowy. Zresztą podobnie jest z Rowanem i jego przyjacielem, ale tutaj są emocje doskonale kształtujące tego bohatera. Zabójstwo kogoś, z kim czuł prawdziwą więź, pokazuje go w świetle, w jakim jeszcze go nie widzieliśmy. To plus. Nie brak w tym niezłego pomysłu na pożegnanie Quinn: jej prochy w nabojach, które są wystrzeliwane w ziemię. W odcinku jako takim bez perspektywy wydarzeń z kolejnego, jest to dobrze przeprowadzone i wzruszające. Najlepiej wypada Charlie, którego całe zdruzgotanie jest całkiem sensownie pokazane. Bo jak może czuć się zawodowy morderca po takiej sytuacji? Jego starcie z Rowanem jest nadal nierozwiązane, więc jestem ciekaw, jak to potoczy się w kolejnym odcinku. Prawda jest taka, że 7. sezon trzyma poziom, dając odpowiednią równowagę pomiędzy emocjami, rozwojem fabuły a kapitalnymi dialogami. Nie brak świetnych monologów oraz celu, którym wydaje się niechybny: tragiczny koniec Olivii. Nawet te chwile słabości nie wydają mi się czymś, co może zwiastować uratowanie jej duszy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj