Skarb Narodów: Na skraju historii dość spektakularnie zmarnował potencjał decyzji Salazara o dźgnięciu mieczem agentki FBI. To, że przeżyła dzięki pomocy grupy tych papierowych bohaterów, jest frustrujące, bo staje się dowodem braku kreatywności i odwagi na to, by wydarzenia miały jakiekolwiek konsekwencje. Scena, w której półżywa agentka ratuje młodzież przed zbirami, to absurd. Postać stała się wytrychem fabularnym, bo wyraźnie brakowało tutaj pomysłów na to, jak rozsądnie to poprowadzić. Salazar to największy żart tego serialu. Cały sezon budowano go na wielkiego antagonistę, by po chwili go zabić. Głupota, marnowanie potencjału i szansy na to, by ta trzecioplanowa postać z filmów odegrała tutaj jakąś rolę. Fakt, że Billie go zabija w tak łatwy sposób, to jedna z najbardziej niedorzecznych rzeczy, jakie ten finał daje. Już lepiej dla serialu byłoby ciągłe budowanie Billie jako czarnego charakteru, bo przynajmniej Catherine Zeta-Jones jest jedyną osobą, która stara się cokolwiek zrobić.
fot. Disney+
+2 więcej
Taniość serialu Skarb Narodów: Na skraju jutra biła po oczach od samego początku i tak też zostało do końca. Przez cały sezon dostaliśmy kilka kameralnych lokacji. To samo mamy w finale, ale najbardziej razi.... skarb. Brak budżetu wpływa na wartość fabularną. Skarb wygląda tanio i nieciekawie. Twórców wyraźnie nie było stać na to, by stworzyć coś, co sprawi, że zachwyt bohaterów będzie choć odrobinę przekonujący. Nic w tym finale nie zagrało. Zagadki były banalne, twisty zwyczajnie głupie, a brak budżetu aż nadto odczuwalny. Twórcy serialu Skarb Narodów: Na skraju historii wyraźnie chcą dostać 2. sezon, ale sposób, w jaki otwierają sobie furtkę do kontynuacji, to największa sztampa. Trudno o jakiekolwiek pozytywne odczucia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj