Plan odbicia ojca Jess to jedna z największych głupot, jakie serial Skarb Narodów: Na skraju historii nam zaserwował. Miejsce, w którym znajduje się mężczyzna, wygląda komicznie. Na podstawie innych popkulturowych obrazów więzienia w Meksyku, wiemy mniej więcej, czego możemy się spodziewać, więc to, co tutaj zaprezentowano, wygląda po prostu źle. Stąd też cała ucieczka wypada idiotycznie i nieprzekonująco – nawet pomimo pomocy Billie, o której się dowiadujemy. Nie rozumiem decyzji reżysera, by konfrontację ze snajperem pokazać w absurdalnym slow motion. Po co? Co to dało w tej scenie? Na te pytania nie dostaniemy odpowiedzi, bo sama sekwencja nie ma najmniejszego sensu. Relacja Jess z ojcem to dość karkołomna próba odtworzenia dynamiki z filmów. Widać pewne podobieństwa w uzupełnianiu się i współgraniu postaci, ale w serialu wypada to znacznie gorzej. Dla Jess to obcy człowiek, więc budowanie więzi jest tutaj zbyt przyspieszone. Przez to niektóre decyzje bohaterów są abstrakcyjne i niezrozumiałe. Do tego dochodzi zła gra aktorska i fatalne decyzje reżyserskie. Mina bohaterki, gdy w samolocie próbuje wysłać sygnał SOS, jest wręcz komiczna. Od razu mamy wrażenie, że coś tu nie gra. Tak źle zagranej sceny nie widziałem od dawna. Na tym tle ojciec wypada na plus. Pozostali bohaterowie bez Jess stają się jeszcze słabszym elementem tego serialu. Skarb Narodów: Na skraju historii wiele by zyskał, gdyby skupiał się tylko na głównej bohaterce. A tak dostajemy grupę papierowych postaci – bez osobowości czy charakteru. 
fot. materiały prasowe
+3 więcej
Stereotypowa agentka FBI wiele zyskała w tych odcinkach. Stała się ciekawsza i bardziej ludzka, dzięki określonym decyzjom fabularnym i nawiązaniu do jej przeszłości. Współpraca z agentem Hendricksem wyglądała ciekawie – w produkcji w końcu coś się zaczęło dziać. To, że ta trzecioplanowa postać z filmów (bo Hedricksa poznaliśmy właśnie w pierwowzorze) jest głównym antagonistą serialu, było dobrym, ciekawym i niespodziewanym twistem. Szkoda tylko, że zostało to tak spektakularnie spaprane. Finałowa scena, w której Hedricks/Salazar nagle się pojawia i zabija agentkę FBI, jest po prostu głupia. Dobrze, że buduje wrażenie czarnego charakteru, który nie cofnie się przed niczym. Ale nie możemy pominąć faktu, że był przypięty kajdankami, a dotarł na miejsce praktycznie w tym samym momencie. Czyżby się teleportował? Przez to scena nie buduje dobrego wrażenia,  a jedynie śmieszy. Szkoda, że nie potrafiono dopracować tak istotnego elementu fabularnego. Przed nami finał serialu Skarb Narodów: Na skraju historii. Przyjdzie jeszcze czas na podsumowanie, chociaż wątpię, by po tak słabych odcinkach coś mogło się zmienić.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj