Od wypuszczenia Daniela z więzienia minęło już sześć dni. Wiele osób jest niezadowolonych, że jest on na wolności oraz z tego, że przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości nie robią niczego, by znalazł się ponownie za kratkami. Po atakach na dom Holdenów, rodzina postanawia, że najlepiej będzie, jeśli Daniel wyjedzie z miasta na jakiś czas. Już do początku odcinka wiemy także, że Ted przeżył, jednak budzi się w dziwnych okolicznościach i możemy jedynie się domyślać, co Daniel mu zrobił oraz czy sam poszkodowany wszystko pamięta.
Wreszcie powraca Amantha, której brakowało w ostatnich odcinkach, a to przecież ona miała do tej pory najlepszy kontakt z bratem. Tak też jest i teraz – gdy Daniel czuje się całkowicie zagubiony, udaje się do swojej siostry. Dzięki ich rozmowom, można dowiedzieć się o wiele więcej o bohaterze. Daniel wspomina między innymi, że dręczą go wyrzuty sumienia po zabójstwie Hannah. Nie mówi wprost, że to on ją zabił, ale Amantha wydaje się to akceptować. Twórcy jednak ciągle komplikują sprawę próbując zgubić widza. W retrospekcjach przyjaciel Daniela – Kerwin, jest przekonany, że bohater jest niewinny. Podczas gdy szeryf próbuje namierzyć drugiego świadka gwałtu, ten popełnia samobójstwo. Trochę trudno wyobrazić mi sobie, że Daniel naprawdę jest winny, więc i ja znajduje się w obozie jego zwolenników. Pozostaje w takim razie jedno pytanie – dlaczego Daniel nie zaprzecza oskarżeniom?
Odcinek pełen jest świetnych momentów. Daniel rozmawia najpierw ze swoją matką, potem, pod nieobecność Amanthy, rozmawia z Jonem, a później z siostrą. Każdy z tych dialogów odkrywa coraz więcej prawdy o Danielu. Najciekawsze są jednak retrospekcje z celi więziennej. Finał pierwszego sezonu prawdopodobnie kończy wątek Kerwina i robi to w sposób bardzo wzruszający. Scena, w której bohaterowie wreszcie mogą spojrzeć sobie w oczy (zazwyczaj widzieliśmy ich, gdy siedzą w różnych celach) jest wypełniona emocjami po brzegi i na pewno można ją zaliczyć do jednych z najlepszych w serialu.
Po piątym, troszkę słabszym technicznie odcinku, szósty znów prezentuje się pięknie od strony audiowizualnej. Zdjęcia jak zwykle są cudowne (czy już wspominałem, że każdy zachód słońca w Paulie to niesamowity widok?), podobnie jak muzyka. Tak budowany klimat idealnie pasuje do serialu z niespieszną narracją, za to pełnej zagadek i niedopowiedzeń.
Finał nie zamyka żadnych wątków (poza tym dotyczącym Kerwina) i możemy po kolejnym sezonie spodziewać się takiej samej formuły jak dotychczas – wolnego opowiadania, gdzie jest miejsce na ciszę, spojrzenie sobie w oczy czy podziwianie widoków. Twórcy będą mieli ogromne pole do popisu i nie mogę się doczekać, aż zobaczę efekty ich pracy w drugiej serii. Bo Rectify to serial - objawienie. Zupełnie nie spodziewałem się po nim tak ciekawej fabuły, tak intrygujących bohaterów oraz takiego dopieszczenia w każdym detalu. Póki co, to produkcja bez wad i wciąż z ogromnym potencjałem, który można wykorzystać w przyszłości.