Do 2005 roku Moebius był niemal w Polsce nieobecny. Wcześniej jego prace pojawiały się szczątkowo w magazynach komiksowych, bądź docierał do nas jako Jean Giroud, czyli rysownik klasycznego w formie westernowego Blueberry #5: Złamany nos. Plemię widmo. Długi marsz. Nieprzypadkowo, trzynaście lat temu Egmont rozpoczął wydawanie prestiżowej serii Mistrzowie Komiksu od Feralnego Majora, czyli jednej ze słynniejszych prac artysty, rozsadzającej raz za razem ramy tradycyjnej narracji. Dzisiaj Moebius wciąż pozostaje odpowiednikiem swobody twórczej i artystycznych eksperymentów, będących pochwałą nieograniczonej wyobraźni. Czego najlepszym dowodem jest recenzowany tu album. By przekonać się o sile imaginacji francuskiego artysty wystarczy przejrzeć na szybko album przed lekturą - już wtedy można ulec sile wizji, która wyczarowuje przed nami szereg niezwykłych, niekiedy onirycznych, niekiedy humorystycznych, często też mocno niepokojących obrazów. To wrażenie pozostanie z nami, kiedy już rozpoczniemy czytanie historii Moebiusa. Autor będzie nas nie tylko czarował, ale też niejednokrotnie zwodził i wyrzucał z utartych kolein narracji, szykując puenty pobudzające estetyczną wrażliwość. Co nieco na temat interpretacji swoich opowiastek sam podpowie w rozbudowanych wstępach do poszczególnych segmentów tej publikacji. W tych podpowiedziach jest niezwykle szczery, czasem sam siebie łajając ze zwroty historii, które pozostawiają czytelnika w niemałej konsternacji. Tyle że w tym odczuciu - czytelniczej konsternacji - tkwi magia i urok za jej pomocą rzucany na odbiorców.
Źródło: Świat Komiksu
Większość z tych historii polscy czytelnicy znają już z albumów wydanych przez Egmont w poprzedniej dekadzie. Różnica jest taka, że wiele z nich ( na przykład Ślepa cytadela. Przystanek na Paragonescji. The Long Tommorow i Podejście do Centauri) zostało przedstawionych w wersji kolorowej. Rezultat jest bardzo dobry - w kolorze historie Moebiusa na pewno zyskują na intensywności, ale trzeba przyznać, że niektóre z nich większe wrażenie robiły jednak w samej czerni i bieli. W każdym razie, pokolorowane czy nie, opowieści wciąż zaskakują szerokim wachlarzem tematyczno - gatunkowym. Być może pasowałoby tu wyświechtane określenie, że w opowieściach Moebiusa nic nie jest tym, czym się wydaje, ale akurat w tym przypadku trywializuje one te prace.  Moebius jest o tyle niezwykły, że banał często zyskuje u niego większą wagę niż dramat i paradoksalnie, być może w tym tkwi siła jego wizji.
Mimo że historie te pochodzą w większości z lat siedemdziesiątych, nie czuć po nich upływu czasu, jak to się dzieje z innymi komiksami z tego okresu, czy to z Ameryki czy z Europy. Dlaczego tak jest? Na pewno dlatego, że na tym etapie Moebius pozostawał autorem poszukującym nowych środków wyrazu, nowych sposobów narracji i dzięki temu jego historie zdołały uciec od komiksowych stereotypów. Dzisiaj nadal czyta je się świetnie, potrafią wzbudzić w czytelniku całą gamę uczuć, nie są przekombinowane, może czasami puenty są jedynie mało wysublimowane czy nawet nietrafione, ale chyba o to chodzi - nie zawsze w poszukiwaniach trafiamy na Świętego Graala, ważne jest by po prostu szukać, być może aż do zatracenia. Nieprzypadkowo za motyw przewodni niniejszego albumu możemy zaś uznać upadek tożsamy ze swobodnym lotem z dużej wysokości, które odzwierciedlają artystyczne skoki prosto w sferę nieświadomości. To po niej porusza się najczęściej Moebius, dając nam obrazy i wrażenia, które potrafią pozostań z nami (i w nas) na bardzo długo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj