W nowej produkcji stacji Starz nigdy nie szukałem następcy – co tu dużo pisać – kultowego już teraz "Spartakusa". To dwie zupełnie inne produkcje, dziejące się w odrębnych czasach, inaczej podchodzące do wielu tematów i przedstawiające historię w odrębny sposób. I bardzo dobrze. Jestem przekonany, że po Davidzie S. Goyerze nikt nie oczekiwał nawiązań i podobieństw do poprzedniego hitu stacji. Ten mający bardzo bogate portfolio producent, scenarzysta i reżyser ma własną wizję swojego serialu i sprzedaje ją w interesujący i przyjemny dla widza sposób.

Główny bohater w Demonach da Vinci przypomina mi troszkę dalekiego krewnego Sherlocka Holmesa. Analityczny umysł, wyobraźnia przestrzenna, do tego wygadany i potrafiący nawet najpoważniejszą sytuację obrócić w żart. Są to cechy artysty, czy też wynalazcy, które błyskawicznie sprawiają, że widz zaczyna sympatyzować z da Vincim. Leonardo to człowiek uwielbiający być przed wszystkimi, potrafiący wykazać się odwagą nie tylko samodzielnie atakując rzymskich gwardzistów, ale też wciągając się w romans z piękną Lukrecją.

Panna Donati to wbrew pozorom bardzo ważna postać dla całej fabuły Demonów da Vinci, o czym widzowie mogli dowiedzieć się już w samej końcówce pilotowego odcinka. Jako szpieg jest wyraźnie rozdarta pomiędzy wierność Rzymowi, da Vinciemu oraz Wawrzyńcowi. Przy okazji zastanawiam się, jak długo ten ostatni będzie "grał głupiego" i udawał, że nie zdaje sobie sprawy z pożądania, jakim Leo darzy Lukrecję. Szczególnie że lord Hieronim, czyli tytułowy "Wąż", wpadł na to błyskawicznie. Dziwię się też, że we Florencji przedstawionej w Demonach da Vinci jest tak mało pięknych kobiet. Produkcja ta wyraźnie cierpi na brak przynajmniej jednej, wyrazistej bohaterki, bo niestety Lukrecja i Vanessa (praktycznie niezauważalna w drugim odcinku) to zdecydowanie za mało.

[image-browser playlist="591967" suggest=""]
©2013 Starz

Cieszy mnie ciągłość fabularna w kolejnych odcinkach Demonów da Vinci. Bez zbytniego przeciągania, fabuła rozwija się w jasno określonym kierunku, a na samym końcu zaskakuje świetnym cliffhangerem. Trudno też nie oprzeć się wrażeniu, że produkcja stacji Starz momentami wygląda jak serialowa adaptacja gry "Assassin’s Creed 2". Jasne, brakuje skakania po dachach i Asasynów ubranych w białe stroje, ale kiedy da Vinci podczas pościgu korzysta z charakterystycznego dźwigu przy rusztowaniach, uśmiech sam ciśnie się na usta. Kto wie – może spotka niebawem na swojej drodze Ezio Auditore?

Demony da Vinci zapewne nie powtórzą sukcesu "Spartakusa" (produkcja straciła ponad 50% widzów podczas emisji drugiego odcinka), bo mimo że jest to tytuł oryginalny, to nie epatuje w każdym epizodzie seksem i wyolbrzymioną brutalnością. Produkcja Davida S. Goyera jest nieco bardziej stonowana, ale to nie znaczy, że w serialu nie ujrzymy nagiej Lukrecji czy odcinania głów. Wprost przeciwnie. Nawet jeśli Da Vinci's Demons skończą się na dwóch sezonach (drugi stacja Starz zamówiła tuż po premierze), to wydaje mi się, że będzie to wystarczająca liczba odcinków, by przygody Leonardo rozwinąć i zakończyć w odpowiedni sposób.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj