Zarys fabularny i materiały promujące film faktycznie mogą sugerować klasyczny horror z pogranicza klasy B. Tree Gelbman (Jessica Rothe) po nocy ostrego imprezowania budzi się w swoje urodziny, w pokoju Cartera (Israel Broussard). Pod koniec dnia zostaje zaatakowana przez zamaskowanego mordercę, ale zamiast umrzeć, znów budzi się u Cartera. Zmuszona do ponownego przeżywania tego samego dnia, postanawia odkryć, kto kryje się za widoczną na plakatach maską bobasa. Z wyjątkiem paru - prawdopodobnie mających zmylić widza - momentów na początku filmu, Happy Death Day nijak nie sugeruje, że chce kogokolwiek przestraszyć. Prawie wszystko dzieje się z przymrużeniem oka. Młodzieżowa muzyka, przerysowane postacie żywcem wyjęte z każdej uniwersyteckiej komedii, montaże w stylu lat 80. Wszystko to w połączeniu z absurdalną z założenia fabułą składa się na całkiem przyzwoitą komedię. Zwłaszcza bawi postępująca nonszalancja Tree w obliczu śmierci. Ten brak powagi zdecydowanie pomaga filmowi, bo pomimo solidnego i angażującego wykonania, scenariusz wciąż jest odtwórczy i zawiera kilka błędów logicznych. Dzień Świstaka w ostatnich latach sam zaczyna być gatunkiem. Między innymi dlatego, że każdy z naśladujących go filmów, w mniejszym lub większym stopniu, pożycza od niego pewne elementy fabuły. Śmierć nadejdzie dziś robi to w większym stopniu. Jest obligatoryjna scena, w której zrezygnowana protagonistka za pomocą “przewidywania przyszłości” próbuje udowodnić swoją sytuację przyjacielowi, jest montaż scen śmierci, a także scen, w których Tree stara się wykorzystać swój dar do bycia lepszym człowiekiem. Jeżeli ktoś widział choćby tylko wymienione wyżej filmy tego typu, Śmierć nadejdzie dziś niczym specjalnym go nie zaskoczy. Unikalne elementy dodane przez reżysera, Christopher Landon, to przechodzące z dnia na dzień pozostałości obrażeń doznanych przez Tree oraz to, że praktycznie każda postać zachowuje się, jakby czekała ze skryptem w ręku, aż skończy to, co  akurat robi, aby zająć się codziennymi czynnościami. Nawet jeśli zupełnie kłóci się to z chronologią wydarzeń z innych wersji tego dnia. Śmierć nadejdzie dziś jak najbardziej mógł być horrorem klasy B. W kwestii audiowizualnej może i nie jest arcydziełem, ale też nie ma się w nim do czego przyczepić. Podobnie jest z aktorami. Nikt nie wyróżnia się negatywnie, a wręcz należy pochwalić Jessicę Rothe za naprawdę niezły występ. Zwłaszcza pod względem komediowym. Film może i nie wywoła  salw śmiechu na widowni, ale uśmiech już jak najbardziej. I spora w tym zasługa Rothe i tego, jak jej postać reaguje na niecodzienną sytuację, w której się znalazła. Fanów gore mogą rozczarować niedostatecznie brutalne sceny śmierci, przeważnie przerwane tuż przed potencjalną fontanną krwi, ale dzięki temu film jest bardziej przyjazny dla młodszej widowni. Coś za coś. Największą wadą filmu jest kampania reklamowa, wyraźnie nakierowana na zgromadzenie jak największej widowni oczekującej horrorów w Halloween. Jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo film nadaje się idealnie jako lżejsza alternatywa, dla zwyczajowych sequeli Piły czy Paranormal Activity i tak właśnie powinien się przedstawiać. Jeżeli komuś nie przeszkadza, nie natarczywa, ale jednak odtwórczość i jest w stanie przymknąć oko na pewne fabularne ustępstwa, na które pozwala sobie Christopher Landon, to Śmierć nadejdzie dziś, jest halloweenowym filmem dla niego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj