Snowpiercer jawi się w tym odcinku jako serial strasznie niechlujnie zrealizowany. Tyczy się to kwestii Andre, który jedną czwartą odcinka miota się w amoku spowodowanym wyjęciem go z szuflady. Lekarka mówi, że musi odpoczywać, bo jego zmysły będą przytępione długi czas. Scenarzyści jednak chwilę później zapominają o tym - nie tylko jest on w stanie wyruszyć na wyprawę przez pół pociągu, bez problemu odnajduje Melanie (w końcu to detektyw...), a pod koniec odcinka jest w pełni jak dawniej. Czy to efekt przenikliwego spojrzenia Melanie? A może bliskość tego wiecznego chłodu? Odpowiedzi nie ma i trudno wnioskować, czy scenarzyści w ogóle ją znają. Notabene, kwestia kontaktu z zimnem również pozostawia wiele do życzenia. Wcześniej pokazywano nam, że wszystko momentalnie zostaje skute lodem, a tutaj Melanie w kombinezonie bez problemu wychyla się z wagonu. Gdzie konsekwencja? Jest to bodaj pierwszy odcinek Snowpiercera, który mówi coś więcej o fabule całego serialu. Gdy już zakończyła się fatalna sprawa kryminalna, w centrum znalazła się kwestia szuflad i intrygi uknutej przez Melanie/Wilfreda. Przypuszczam, że na papierze twórcy chcieli z Melanie zrobić postać niejednoznaczną, której nie da się przykleić łatki czarnego charakteru czy antybohaterki. Gdzieś to tam przemyka, choćby w konfrontacji z Andre, w której wyjawia mu prawdę, że pociąg się rozpada, a szuflady to jedyna szansa przetrwania ludzkości. I takim sposobem w kilka minut serwowania banałów cały wątek z jakimkolwiek potencjałem szlag trafił. Mało to ekscytujące i ciekawe. A Melanie staje się dziwnie nijaka i to pomimo jakichkolwiek prób ze strony Jennifer Connelly.
fot. materiały prasowe
Przynajmniej o tyle dobrze, że awaria w jednym z wagonów sprawiła, że coś się zaczęło dziać. Z jednej strony jest to plus, bo nie jest zbyt nudno, a nawet pojawia się szansa na wykorzystanie motywu do rozruszania serialu. Z drugiej strony... potencjał znów zostaje zmarnowany. To, jak twórcy nieudolnie budują grozę, ckliwe spojrzenia i kiczowatość wielkiej sentymentalnej przemowy do pasażerów woła o pomstę do nieba. To powinno być pokazywane w szkołach filmowych jako przykład nieudolnych scen dramatycznych, bo ani tu emocji, ani klimatu, ani charakteru. Zaś sama próba naprawy operuje najbardziej banalnymi rozwiązaniami jak choćby ten moment, gdy w ostatniej chwili Melanie łapie kabel, by go przyczepić. Wszystko jest w tym scenach tak oczywiste, tworzone wręcz łopatologicznie. Mamy na papierze tak, więc beznamiętnie trzeba to odtworzyć. Zero wizji czy próby wywołania emocji. Strajk trzeciej klasy, czyli "oczywista oczywistość" konsekwencji głupiej decyzji Melanie, to nadal zagrożenie widniejące na horyzoncie. Tak naprawdę to wiele nie wynika z tego odcinka. Wiemy, że... Andre wie, a Melanie wie, że on wie. Wydaje się, że na tym etapie serialu tylko scenarzyści nic nie wiedzą. Czasem odnoszę wrażenie, że wszystko było wymyślane z odcinka na odcinek i spisywane na kolanie, bo nie widzę tu spójnej wizji na cały sezon czy nawet dwa, bo w końcu kontynuacja też jest w planach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj