Film w reżyserii Juana José Campanelli to opowieść o Tymku, niepozornym, skromnym, nieśmiałym chłopcu zakochanym w swojej przyjaciółce, Zośce, który wraz z amatorską drużyną złożoną z różnych obywateli miasteczka staje do walki przeciwko profesjonalnym piłkarzom w meczu o wszystko, w efekcie czego poznaje siłę przyjaźni i współpracy. Jeżeli jego drużyna poniesie klęskę, która wydaje się więcej niż prawdopodobna, światowej sławy piłkarz, Dariusz "Kosmos" Kosmala, zmieni miasteczko w centrum handlowe. Dodatkową (być może ważniejszą) stawką jest serce pięknej i odważnej Zośki. Tymek stanowi zupełne przeciwieństwo niezwykle zarozumiałej megagwiazdy futbolu, która nie umie przegrywać i nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. Piłkarskie umiejętności drobnego chłopca wypadają marnie przy Kosmosie. Jeżeli jednak chodzi o futbol stołowy, Tymek nie ma sobie równych. Choć czeka go mecz nie na stole, lecz na prawdziwej murawie, z pomocą przychodzą mu ożywione figurki, które robią sporo zamieszania. Są żywiołowe, rozgadane i prezentują rozmaite, barwne, ciekawe charaktery, a ich imiona (Lewinio, Bonio, Euzebio) oraz wygląd odnoszą się do rzeczywistych piłkarzy.

Jako że lubię filmy animowane i jestem fanką piłki nożnej, byłam pełna optymizmu przed obejrzeniem bajki o futbolu, jednak - delikatnie mówiąc - zawiodła ona moje oczekiwania. Nastawiłam się na świetną zabawę, a tymczasem na palcach jednej ręki mogę policzyć momenty, kiedy autentycznie się śmiałam. Mało tego, niektóre żarty wprawiają w osłupienie i wywołują niesmak. By zilustrować ten fakt, przywołam pewien tekst. Ludzik po wydostaniu się ze spodenek jednego z piłkarzy wyznaje: "Byłem w otchłani". Przecież to film dla dzieci! Widoczne są również homoseksualne zachowania policjanta, który obok innych mieszkańców uczestniczy w meczu mającym zdecydować o przyszłości miasteczka. Zastanawiam się, dla kogo została zrobiona ta animacja. Nikłe są szanse na to, że u dorosłych wywoła ona częste napady śmiechu, natomiast dzieci mogą zostać nią zgorszone. Nie twierdzę, że Piłkarzyki... są całkowicie wyprane z dobrego humoru. Przykładowo, polscy widzowie docenią uwagę piłkarzyka, który - przewidując wynik spotkania - mówi, że pozostaje już tylko modlić się o awarię dachu stadionu. Za mało jest jednak podobnych scen, które mogłyby rozbawić. Nie powinno się tłumaczyć tego faktu stwierdzeniem, że to film animowany, który z założenia nie dostarcza rozrywki w równym stopniu dorosłym i dzieciom. Istnieją bowiem bajki zachwycające widzów w każdym wieku.

Rażąca jest konstrukcja fabuły, która uderza swoją banalnością i schematycznością, a zakończenie jest nieznośnie oczywiste. Dynamiczna akcja, pościgi i przygody, jakich doświadczają zabawki, spodobają się raczej tylko młodszym widzom. Lepiej wypada decydujące starcie na boisku, ale szczerze mówiąc, liczyłam na ciekawsze widowisko. Reżyser mógł to lepiej rozegrać. Mimo wszystko bajka uczy, pokazując, które wartości są w życiu najważniejsze.

Prawdziwym strzałem w dziesiątkę okazał się dubbing. Jacek Bończyk, Dominika Kluźniak, Jarosław Boberek, Radosław Pazura i komentujący arcyważne spotkanie Dariusz Szpakowski są naprawdę świetni. Biorąc jednak pod uwagę całość obrazu, uważam, że animacji Piłkarzyki rozrabiają bliżej do spalonego niż do gola.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj