Emily Kapnek to twórczyni takich seriali jak Selfie oraz Podmiejski czyściec. Wiemy zatem, że Splitting Up Together nie będzie zwykłą komedią, ale serialem poruszającym coś ważniejszego w rozrywkowym tonie. Czy to się udało?
Na papierze
Splitting Up Together to kolejny serial komediowy o rodzinie i jej problemach. Twórczyni próbuje zmienić formułę, zaczynając od tego, że małżeństwo rozwodzi się, ale nadal mieszka ze sobą. W tym miejscu pilot serialu rozwija się w stronę - mimo wszystko - dość nieoczekiwaną, bo nie mamy tutaj komediodramatu, który porusza trudy małżeństwa i przyczyny jego rozpadu. Pierwszy odcinek kładzie fundamenty pod odkupienie utrzymane bardziej w stylu komedii romantycznej, gdzie koniec końców ma dojść do zejścia się pary bohaterów. Z jednej strony nie ma w nim nic odkrywczego i właśnie w tym miejscu bliżej rozwojowi wydarzeń do komedii romantycznej opowiadającej o skłóconej parze (w tym przypadku po rozwodzie). Taka forma wydaje się ciekawym zabiegiem z potencjałem na coś lekkiego, zabawnego i niegłupiego. Z drugiej strony czuć większe ambicje scenarzystów, którzy chcą mówić o czymś ważnym i uniwersalnym. Taka konwencja nie pozwala im na dużo, bo więcej w tym typowego sitcomu (na szczęście bez śmiechu w tle), niż satyry czy komediodramatu, jaki Kapnek pokazywała w
Suburgatory. A to problem, gdy postawimy tę produkcję choćby na tle
Black-ish czy
One Day at a Time, które poważne tematy poruszały w kapitalny, inteligentny i artystyczny sposób.
Ta fabuła na pewno ma plus w postaci bohaterów, którzy wzbudzają sympatię swoją nieporadnością bez współmałżonka. Z jednej strony oboje pokazują nam postacie na tyle uniwersalne, że wiele osób będzie utożsamiać się z nimi, z drugiej strony bohaterowie są aż za bardzo stereotypowi. Jest w tym pewna niekonsekwencja, która nie pozwala im w pilocie wyjść z ram schematów, w które zostali wrzuceni. Jednocześnie jednak czuć, że to postać sympatyczne, ciekawe i z potencjałem, bo potrafią wzbudzić zainteresowanie. A jedna scena pokazuje wyraźnie, że jest pomiędzy nimi naprawdę duża chemia. A to ważne w konwencji komedii romantycznej. Szkoda, że na razie ich dzieci są takie nijakie i wywołują obojętność. Komedia rodzinna może wygrać tylko wtedy, gdy każdy trybik działa.
Niby twórcy poruszają tutaj zwyczajne problemy małżeńskie, ale robią to zbyt prosto, by były w tym jakieś emocje. Brak starania się z obu stron, lekceważenie potrzeb czy brak komunikacji to motywy oczywiste i ograne. Pilot nie jest w stanie w jakikolwiek sposób wyjść ponad te schematy, by pokazać pazur czy ambicje do wyróżnienia się na tle wielu innych podobnych historii. Osadzenie rozwiedzionej pary w jednym domu rodzinnym z dzieciakami to motyw z niezłym potencjałem, ale przez podjęte decyzje, gdzieś to ulatuje. Coś, co powinno być ciut poważniejsze, bardziej realistyczne, zbyt szybko kieruje się w bajkowy styl komedii romantycznej. Na przykład wystarczyła jedna scena, by mąż zrozumiał, co robił źle, i podjął decyzję, jak to naprawić. Trudno w takim wypadku traktować to serio.
Humor jest raczej różnorodny, nie schodzi poniżej poziomu. Innymi słowy nie ma tu żenujących prób wymuszenia śmiechu poprzez różne kloaczne motywy czy slapstickowe wygłupy. Bardziej oparto się na humorze sytuacyjnym, niezręczności z niego wynikającej i kilku trafiających w punkt dialogach. Są momenty umiarkowanie zabawne, które jednak nigdy nie wchodzą na wyżyny. Twórcy mają pomysł, ale nie porywają widza do gromkiego śmiechu. Trochę mało, ale czuć, że drzemię w tym szansa na coś więcej.
Splitting Up Together to sympatyczna komedyjka z potencjałem na coś, co może nieźle się rozwinąć. Na razie jest przeciętne, z solidnymi pomysłami i podstawami, ale z brakami i zbyt dużym oparciem na schematach gatunkowych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h