Spriggan to w kornwalijskiej mitologii istota nadprzyrodzona, często duch giganta w niewielkim ciele, który chroni inne duszki i ich skarby przed chciwością ludzi. To także nazwa kodowa najwyższej rang agentów korporacji ARCAM. Wyjątkowo trafny kryptonim, bowiem ich zadaniem jest odnajdywanie i ochrona potężnych artefaktów pozostawionych na Ziemi przez pradawne cywilizacje. Jednym z takich agentów jest 17-letni Yu Ominae, z którego to perspektywy obserwujemy zmagania organizacji z licznym wrogiem. Serial Netflixa jest adaptacją mangi pod tym samym tytułem, jednak nie pierwszą. W 1998 roku powstał jeszcze film pełnometrażowy, bazujący na jednym z początkowych wątków. I już na dzień dobry widać, że twórcy najnowszej ekranizacji odrobili lekcje, bowiem zarówno fabuła, postaci, jak i akcja są świetnie oddane. Anime nie łagodzi materiału źródłowego. Mamy tu więc brutalną akcję, niecenzuralny język i całe galony krwi, zero kompromisów. Dla jednych może to być wada, dla mnie osobiście to plus. Nie dlatego że jakoś specjalnie lubię przemoc, ale cenię sobie trzymanie się pierwowzoru. Sama fabuła nie jest jakoś specjalnie odkrywcza, ale za to dobrze poprowadzona i spójna. Nasz bohater podróżuje po całym świecie, rozprawiając się z różnymi organizacjami, głównie USA i Rosją, przy okazji zabezpieczając lub niszcząc wspomniane wcześniej artefakty. Każdy z sześciu (dwukrotnie dłuższych od dwudziestokilkuminutowego standardu anime) odcinków to nowa sprawa, a wśród nich znajdziemy takie kwiatki jak Arka Noego czy kryształowa czaszka. Yu bardzo sprawnie posługuje się wszelkimi rodzajami broni, a także nosi specjalny, wzmacniający siłę kombinezon. Dzięki temu sceny akcji zyskują jeszcze więcej, a twórcy mogą się bawić nadnaturalnymi motywami. Wszystkie postaci w serialu są świetnie napisane, począwszy od samego Yu, który łączy energię i nastoletniego ducha z zimnym wyrachowaniem i precyzją mordercy. Serial ma też całkiem pokaźną galerię antagonistów, którzy potrafią zapaść w pamięć.
fot. Netflix
+1 więcej
Wielkie też brawa za oprawę. Mimo że serial stworzono z użyciem najnowszych technik, co widać choćby po efektach cząsteczkowych, to jednocześnie kreska jest hołdem dla klasyki z lat 90., a design postaci garściami czerpie z oryginalnego anime. Naprawdę bardzo przyjemnie się to ogląda. Słucha zresztą też, bo i udźwiękowienie, i muzyka są na najwyższym poziomie. Jedyne, do czego bym się mógł przyczepić, to brak zapadającego w pamięć openingu, ale cała reszta to zdecydowanie rekompensuje. Podsumowując: Spriggan to świetne anime akcji. Jest tu wszystko - świetne sceny walk, ciekawe postaci, dobrze poprowadzona fabuła i humor. Gdyby nie trochę nierówny poziom odcinków, byłaby spokojnie dziewiątka. Nic tylko oglądać i czekać na 2. sezon.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj