Star Ocean to seria o długiej historii. Na rynek trafiały produkcje bardzo udane, ale też takie, które trzeba określić mianem wielkiego rozczarowania. Z okazji 25-lecia marki zadebiutowała kolejna część, Star Ocean: The Divine Force. Urodzinowa odsłona to na szczęście powrót do dobrej formy: deweloperzy ze studia tri-Ace dostarczyli nam ciekawą historię i bohaterów, a także bardzo intuicyjny, ale jednocześnie dający spore możliwości system walki.  Początek historii przedstawia awaryjne lądowania niejakiego Raymonda Lawrence'a na planecie Aster IV. Mężczyzna, będący kapitanem statku kupieckiego Ydas, zostaje odnaleziony przez księżniczkę Laeticię Aucerius i jej towarzysza oraz obrońcę, Albairda Bergholma. Bohaterowie, choć pochodzą z dwóch różnych światów, chcą nawiązać współpracę, by osiągnąć swoje cele. Początkowo cała opowieść wydaje się przyziemna, a jej stawka dość niewielka, ale z czasem wydarzenia znacznie się komplikują, a na horyzoncie jawią się kolejne, bardzo poważne zagrożenia. Zdecydowano się przy tym na ciekawy zabieg, bo na początku czeka nas istotna decyzja. Musimy zdecydować, czy naszą "główną" postacią będzie Raymond, czy Laeticia. Podczas zabawy będziemy mogli dowolnie się pomiędzy nimi przełączać, a mniej więcej 90% fabuły będzie wyglądać w obu przypadkach tak samo. Jednak od czasu do czasu będziemy obserwować nieco inne wydarzenia. To doskonała motywacja do tego, by przejść grę drugi raz i doświadczyć tego wszystkiego z innej perspektywy. Szkoda jedynie, że nie pomyślano o wprowadzeniu trybu New Game Plus, który mógłby to nieco ułatwić i przyśpieszyć. Scenariusz zaskakuje szybkim tempem, choć da się tu zauważyć problem obecny też w wielu innych reprezentantach gatunku japońskich RPG. Twórcy zasypują nas kolejnymi postaciami i powiązanymi z nimi wątkami, ale ociągają się z dawaniem odpowiedzi, balansując tym samym na cienkiej granicy pomiędzy intrygowaniem a irytowaniem. Na szczęście sami bohaterowie wypadają świetnie: większość z nich dostaje dużo czasu dla siebie, dzięki czemu mamy okazję lepiej ich poznać, polubić i obserwować rozwój. Choć nie brak pewnych fabularnych klisz, chociażby w postaci nieporozumień spowodowanych technologiczną przepaścią dzielącą Raymonda i mieszkańców Aster IV, to zdecydowana większość scen i interakcji wypada po prostu naturalnie, a między członkami drużyny da się wyczuć chemię.

Fabuła

8 /10

Już od pierwszego starcia z najbardziej podstawowymi przeciwnikami da się zauważyć, że deweloperzy chcieli zaserwować graczom naprawdę efektowny i dynamiczny system walki w czasie rzeczywistym. I muszę przyznać, że im się to udało. Starcia są szybkie i bardzo widowiskowe, ale nie sprowadzają się do "mashowania" jednego przycisku przez kilka minut. Bohaterów ogranicza pasek energii, który obniża się wraz z każdym zadanym ciosem. Gdy dojdzie on do zera, to musimy chwilę "odpocząć. Nie zapomniano przy tym również o tym nieco bardziej strategicznym aspekcie i wprowadzono możliwość zatrzymania upływu czasu, by odpowiednio przemyśleć i rozplanować kolejne ruchy lub po prostu skorzystać z przedmiotów. Niestety w starciach jest jeden istotny problem: na kompanach sterowanych przez sztuczną inteligencję nie zawsze można polegać. Zdarza im się używać swoich umiejętności bez ładu i składu, a także wpadać pod wszystkie ataki przeciwników. Dla niektórych problemem może być też mała przejrzystość spowodowana dużą liczbą efektów wizualnych, co w połączeniu z nie do końca sprawnie działającą kamerą potrafi zdezorientować. 
fot. Square Enix
Zdolności bohaterów możemy odblokowywać i ulepszać dzięki drzewkom rozwoju. W danym momencie możemy mieć trzy pasywne talenty i aż 12 aktywnych umiejętności, które wykonujemy poprzez naciskanie lub przytrzymywanie odpowiednich przycisków na kontrolerze. To, w połączeniu ze zróżnicowanymi, grywalnymi bohaterami, daje naprawdę spore możliwości taktyczne. Jest z czym się bawić i eksperymentować. Można nawet w kreatywny sposób "popsuć" grę i stworzyć naprawdę niszczycielskie buildy, przez które nawet najpotężniejsi bossowie padać będą w zaledwie kilkanaście sekund. Spory potencjał do niszczenia balansu drzemie też w systemie craftingu. Przy pomocy pozyskiwanych materiałów i wirtualnych pieniędzy jesteśmy w stanie wytwarzać wyposażenie dla bohaterów. Niestety twórcy zdecydowali się postawić w tym przypadku na sporą losowość, przez co trudno przewidzieć, co tak naprawdę trafi w nasze ręce.  Największą innowacją jest jednak D.U.M.A, czyli robot, którego znajdujemy w zasadzie na samym początku przygody. Ten nietypowy kompan zapewnia nam wsparcie zarówno w walce, jak i poza nią. Bohaterowie mogą wykorzystywać go do błyskawicznego przemieszczania się, a tym samym na przykład atakowania niczego niespodziewających się wrogów lub dostawania się w pozornie niedostępne podczas eksploracji miejsca. To pozornie niewielki dodatek, jednak w dużym stopniu zmienia i ulepsza doznania z rozgrywki. Co więcej, robota również możemy ulepszać w toku przygody. W tym celu wykorzystujemy fioletowe kryształy rozsiane po wszystkich lokacjach (zwykle gdzieś w powietrzu lub na dachach), co przy okazji stanowi świetną zachętę do zaglądania w każdy kąt. 

Rozgrywka

7 /10

Zwiedzane lokacje robią naprawdę bardzo dobre wrażenie, jeśli chodzi o ich styl czy liczbę detali. Każdy z regionów wygląda nieco inaczej i ma jakieś elementy, które wyróżniają go na tle innych miejsc, a dzięki temu eksploracja świata jest nie tylko przyjemna, ale i miła dla oka. Niestety poziom oprawy graficznej jest po prostu nierówny, bo już modele postaci są... bardzo specyficzne. Zdecydowano się na bohaterów, którzy przypominają nieco porcelanowe lalki i o ile na zrzutach ekranu nie wygląda to najgorzej, o tyle już w ruchu ogląda się to po prostu dziwnie. I choć The Divine Force pod kątem czysto technicznym nie wydaje się produkcją szczególnie wymagającą, to nie uniknięto problemów z wydajnością i nawet na PS5 zdarzają się wyraźne spadki płynności. 
fot. Square Enix
+18 więcej
Na tle nierównej grafiki świetnie wypada natomiast udźwiękowienie. Bohaterowie brzmią dobrze zarówno w oryginalnej, japońskiej wersji językowej, jak i po angielsku, a prawdziwą perełką jest ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada doświadczony japoński kompozytor, Motoi Sakuraba. Stworzył zapadający w pamięć soundtrack, na którym znalazły się zarówno spokojne, towarzyszące przemierzaniu rozległych terenów utwory, jak i cięższe gitarowe brzmienia, które towarzyszą pojedynkom z napotykanymi przeciwnikami. 

Oprawa

7 /10

Ocena końcowa

7/10


Fabuła

8/10

Rozgrywka

7/10

Oprawa

7/10
Star Ocean: The Divine Force to udane, choć niepozbawione wad jRPG z akcją w świecie, który w umiejętny sposób łączy elementy fantasy i science fiction. Jeżeli od tego typu gier oczekujecie przede wszystkim bohaterów, których można polubić, ciekawych historii i dopracowanej rozgrywki, a przy tym jesteście w stanie przymknąć oko na pewne niedoskonałości i drobne wpadki, to powinniście wrzucić ten tytuł na swoje listy życzeń. Plusy: + satysfakcjonująca eksploracja; + efektowny i przystępny system walki; + ścieżka dźwiękowa; + historia i bohaterowie. Minusy: - rozczarowujący crafting; - praca kamery; - sztuczna inteligencja kompanów w walce; - problemy z płynnością; - bardzo nierówna grafika.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj