Star Trek: Picard wywołuje bardzo mieszane odczucia wątkiem na pokładzie sześcianu Borga. Z jednej strony widzimy Elnora w akcji, więc coś się dzieje i na nudę nie można narzekać. Z drugiej strony powraca Siedem z Dziewięciu, która jest taka, jaką fani ją uwielbiają. W tym wątku drzemał świetny potencjał na coś nieoczekiwanego, ale został szybko zmarnowany... Otóż widzimy, jak Siedem z Dziewięciu podłącza się do sześcianu niczym królowa Borga, aby kontrolować jednostki do walki z Romulanami. Klimatyczny pomysł, ciekawe wykonanie i tym większe rozczarowanie, że cały motyw kończy się po 30 sekundach, bo tak. Co dziwne, Siedem z Dziewięciu i tak znalazła jakichś Borgów, aby zaatakować przeciwniczkę i to buduje konsternację, gdy w poprzedniej sugerowano, że wszystkich wysłano w przestrzeń. Szkoda, bo to mogłoby być coś emocjonującego, niespodziewanego i ważnego w kontekście kulminacji historii bohaterki i motywu jej człowieczeństwa. Zbyt szybko i za banalnie ucięte (ponadto... znowu w kluczowym momencie ta zła jest transportowana z niebezpieczeństwa, ileż można?). Rios jest postacią zagadkową, a ten odcinek spełnia wyśmienicie swoją rolę, aby go przedstawić. W końcu poznajemy go jako człowieka, jego traumatyczną przeszłość z czasów służby w Gwiezdnej Flocie. Przyznam, że wiele aspektów tego wątku to piękne podkreślenie człowieczeństwa - nawet, jeśli twórcy operują kliszami (upicie się, wspomnienia etc.), koniec końców doprowadza to do istotnych wniosków i kulminacji. Zwłaszcza, że ten wątek kapitalnie jest podbudowany hologramami Riosa, które pozwoliły Santiago Cabrerze zagrać na raz kilka kompletnie innych od siebie postaci. Scena rozmowy Raffi z wszystkimi na raz to przekomiczna perełka, która stopniowo odkrywa widzom pełny obraz Riosa. Plus też za powiązanie jego osoby z Soji - delikatne, luźne, ale istotne.
fot. Matt Kennedy/CBS
+4 więcej
Wyjawienie prawdy o tym, dlaczego tak naprawdę Romulanie robią to, co robią, jest atrakcyjne, interesujące, zahaczające o kwestie religijne (zwróćcie uwagę na scenę, w której Jurati mówi o piekle...) i świetnie wręcz wyjaśniające motywacje Jurati. To powinno zostać wcześniej zaakcentowane, abyśmy je zrozumieli, bo teraz wiemy, że to, co ona widziała, to nie były wspomnienia, tylko obraz kataklizmu sprzed tysięcy lat. Pokazanie rytuału, tajemniczego wyjaśnienia istnienia pradawnej rasy dającej ostrzeżenie - to wszystko ma, mówiąc kolokwialnie, ręce i nogi. Jednak mam przeczucie, że to zaledwie czubek góry lodowej i w tym wszystkim będzie coś więcej, bo choćby... czym jest ta rasa, do której uciekł Maddox? Może to, o czym słyszymy, ma związek z Kontrolą ze Star Trek: Discovery? Jest wiele pytań, których dawno w tym sezonie nie było, a one znacząco pobudzają ciekawość. Cieszą drobne rzeczy, jak choćby rozmowa Picarda z Soji. Kameralna, wręcz intymna emocjonalnie, o tym, kim tak naprawdę jest Jean-Luc, bo dowiadujemy się tego poprzez jego opowieść o Dacie i łączącej go z nim przyjaźni. To pozwala świetnie rozwijać motyw człowieczeństwa Picarda, który wiele zyskuje po latach jako po prostu osoba z wadami, a nie pomnikowa ikona Gwiezdnej Floty. Podobnie zresztą można potraktować rozmowę Jurati z Soji o tym, czy ta druga jest osobą. Proste pytanie, wręcz absurdalnie banalne, ale ma to w sobie coś głębszego, gdy się nad tym zastanowić. Star Trek: Picard zbliża się do kulminacji, która - miejmy nadzieje - przywróci jakość tego serialu do tej z początków sezonu. Sugestia bitwy kosmicznej (Gwiezdna Flota rzuca posiłki, Romulanie liczną grupą lecą na akcję...) oraz niewątpliwie niespodzianek dają nadzieję. A tak to zawsze mamy nostalgiczne detale z nutką przymrużenia oka, jak ten moment, gdy Picard próbuje kierować statkiem i w sumie nie wie, jak... a w tle kultowy temat muzyczny. Tak się operuje nostalgią z pomysłem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj