Star Trek: Picard odbudowuje w 9. odcinku w pewien sposób klimat, który był dostrzegalny w pierwszych kilku. Chodzi o tę aurę nowości, tajemniczości i intrygowania widza rozwiązaniami fabularnymi. Taka jest właśnie też planeta Soji z innymi robotami tworzonymi w parach, tak jak ona i jej siostra. Szybko jesteśmy uraczeni niespodzianką w postaci dr. Altona Inigo Soonga, czyli biologicznego syna twórcy Daty, którego oczywiście gra Brent Spiner. Solidny pomysł na to, aby dać aktorowi pięć minut i dopasować rolę do jego wieku. Niewątpliwie fani Star Treka znajdą jakieś błędy i nieścisłości z kanonem, ale w tym odcinku motyw jest sensowny i dobrze wprowadzony. Pasuje do całej konstrukcji historii. Trzeba przyznać, że twórcy świetnie zaczynają ten odcinek, który właśnie wówczas zaczyna budować emocje i tę atmosferę. Krótka potyczka na orbicie z Narekiem jedynie potwierdziła, jak kiepsko zbudowana jest to postać. Jaki w ogóle był sens jego ataku na większy statek w tym momencie? Szczególnie, że przecież czeka na liczną flotę romulańskich okrętów wojennych. Jednak to, co następuje potem, jest na swój sposób ekscytujące - a to jakieś dziwne kwiaty wyrastają z planety i chwytają statki, a to Siedem z Dziewięciu wpada sześcianem Borga na imprezę. Trzeba przyznać, że taki początek odcinka potrafi rozbudzić apetyt i zaproponować wiele emocji. Rozrywka, jakiej oczekujemy po Star Trek: Picard.
fot. Aaron Epstein/CBS
Wiemy od początku sezonu, że schorzenie Picarda jest zabójcze, więc jest umierający. Przekazanie tej prawdy załodze staje się motywem zaskakująco udanym, bo nie tylko wprowadza potrzebne emocje na ekranie, ale też w jakimś stopniu wywołuje zderzenie się widza z tą prawdą. Przecież Picard nie może umrzeć, prawda? Może cały motyw z tworzeniem nowego ciała przez Soonga, który został zasugerowany w tym odcinku, jest nadzieją na to, jak wyjść z tego obronną ręką? To byłby dziwny twist, żeby Picard na swój sposób stał się fizycznie taki jak Data.  Michael Chabon i spółka potrafią również zaskoczyć w postaci twistu fabularnego. Do tej pory byliśmy przekonani, że Romulanie są czarnymi charakterami tej historii, ale ten odcinek pokazuje, że to bardziej antybohaterowie. Choć ich metody nie są najlepsze i motywacje również pozostawiają wiele do życzenia, cel ich działań jednak jest szczytny. Istnienie tajemniczej i destrukcyjnej rasy syntetycznych istot, które mają coś w rodzaju własnej Gwiezdnej Floty pokazuje zwrot w tym serialu, który nie był oczekiwany pod żadnym pozorem. To praktycznie zmienia perspektywę na Star Trek: Picard i wszystko, co do tej pory widzieliśmy. Szczególnie w kwestiach natury etycznej i moralnej, które są całkiem solidnie poruszane w rozmowie Soji z Picardem. Temat zabijania dla przetrwania... czy jest to usprawiedliwione, gdy grozi Soji i jej rasie wyginięcie? Wnioski wydają się oczywiste, oczekiwane i potrzebne w tym danym momencie. Ten odcinek tak naprawdę pełni rolę ekspozycyjną, czyli przygotowania gruntu pod finał sezonu. Trzeba przyznać, że w większości zapowiada się to ekscytująco i spektakularnie: Siedem z Dziewięciu i armia Borga, flota Romulan i tajemnicza rasa, która chce zniszczyć biologiczne życie. Jeśli zastanawialiśmy się na co tak naprawdę idzie budżet tego serialu, zaczynam się zastanawiać, czy nie na jego finał. Jestem podekscytowany perspektywą tego zakończenia bardziej niż większością odcinków w tym sezonie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj