Konstrukcja fabularna 7. odcinka Star Trek: Picard podzielona jest na trzy wątki. Na pierwszy rzut oka nic one nie wnoszą i w sumie nie rozwijają historii. Pozornie nic tu wielkiego znaczenia nie ma. Tak naprawdę to jedynie w jakimś stopniu rozczarować może wątek na pokładzie sześcianu Borga, ponieważ doprowadza do troszkę głupiej śmierci Hugh. Wielu fanów na pewno nie będzie zadowolonych z tego, jak potraktowano tę postać, która zdecydowanie zasługiwała na więcej, a tak zrobiono to po macoszemu. Rola Elnora zaś wydaje się dziwna, bo nawet nie pokazano widzom, jak panowie się rozdzielili i czemu wyszkolony wojownik nie uratował dnia, gdy trzeba było. Trochę to naciągane. Mam duży problem z wątkiem doktor Jurati i motywacjami, którymi przekonano ją do współpracy. Szefowa ochrony Gwiezdnej Floty pokazała jej, co miało miejsce podczas rewolty androidów - tak wnioskuję z tej krótkiej sceny. Czemu to akurat miało ją przekonać? Przecież to wszystko jest ogólnie znaną wiedzą, o czym Jurati też wiedziała, więc mam uwierzyć, że zobaczenie i poczucie tego wszystko ma ją zmusić do tak potwornych czynów? Nie jest to zbyt wiarygodne, bo przecież osoba o takiej wiedzy nie ma prawa wierzyć, że nowy twór Maddoxa może skończyć tak samo. Ponownie wydaje się to scenariuszowo zbytnio naciągane pod określone fabularnie potrzeby. Szczególnie, że ostatecznie bohaterka - bez zaskoczenia - zmienia strony i ryzykuje przy tym życie. Większy problem mam chyba z Narekiem - romulański superszpieg nie potrafi śledzić statku, by go w tak banalny sposób nie wykryto? Troszkę to dziwne i mało przekonujące.
fot. Trae Patton/CBS
+12 więcej
Wszystko nadrabia wątek na Nepenthe, który na pierwszy rzut oka jest piękną, w pewien sposób poruszającą podróżą do przeszłości Star Treka. Twórcy przypominają, jak świetnie potrafią operować nostalgią, dając widzom i fanom Star Trek: Następne pokolenie sceny, które trudno ocenić negatywnie. Spotkanie po latach Picarda z Troi i Rikerem jest takie, jakie powinno być - godne tych postaci, ich charakterów i tego wszystkiego, co razem przeszli. To moment, który fani będą oglądać z uśmiechem na ustach, bo dostrzegą autentyczność budowanych emocji. Tu nie ma fałszu, gdy bohaterowie po tym, jak nie widzieli się latami, ze wzruszeniem się przytulają, czy bez niepotrzebnych słów nadal rozumieją się. Dzięki temu zdecydowanie ocena wyżej, ponieważ nostalgią trzeba umieć operować, aby odegrała ona rolę, oddziaływała na emocje, a jednocześnie miała znaczenie dla rozwoju postaci i historii. Pozornie ten wątek nie ma żadnego znaczenia, bo przecież nie dowiedzieliśmy się niczego, czego byśmy nie wiedzieli. Jednak pod kątem analizy jednostki i rozwoju charakterologicznego. jest to jeden z najlepszych odcinków. W krótkich scenach przypominamy sobie, dlaczego Deanna i Will byli takimi wyjątkowymi postaciami, a ich relacja z Jean-Luciem nadal jest silna i wiarygodna. Twórcy wykorzystują legendarną parę, aby nie tylko pokazać ich dalsze losy, przejścia i aktualne życie, ale by rozwinąć Picarda o kolejny krok. W końcu w rozmowach z Rikerem i Troi dowiaduje się o sobie więcej, niż w większości tego sezonu razem wziętego. Czasem proste prawdy trafiają bardziej, jeśli mówi je ktoś, kogo zdanie cenimy, a w tym przypadku oddaje to idealnie efekt tego spotkania. Poza tym Soji musi poradzić sobie z traumą i zagubieniem, bo nie wie, kim jest, komu może ufać i co robić. Emocjonalny chaos idealnie zostaje zaakcentowany i pozwala, dzięki wydarzeniom i budowanym relacjom, na dojrzewanie postaci, częściową akceptację rzeczywistości i zbudowanie jakiejś relacji z Picardem, bez którego Soji byłaby sama. Czuć, że poszczególne elementy wątku zostały świetnie przemyślane, dopracowane i koniec końców - mają większe znaczenie niż na pierwszy rzut oka można byłoby sądzić. To będzie procentować. Star Trek: Picard daje odcinek wyjątkowy dzięki wątkowi na Nepenthe, bo to właśnie tutaj mamy największe emocje, nutkę nostalgii i znaczenie dla rozwoju bohaterów, które siłą rzeczy ma wpływ na rozbudowywanie fabuły. Pozostałe dwie historie pozostawiają wiele do życzenia, ale trudno narzekać, bo jeśli tak jak ja oglądaliście Star Trek: Następne pokolenie, dobre i przemyślane wprowadzenie Rikera i Troi na pewno zagwarantuje satysfakcję, która pozwoli nam zapomnieć o wagach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj